Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Wyszehrad, Skandynawia, Bałtowie, Bałkany: nowa koalicja w UE?

Polska jest jednym z sześciu największych krajów Unii Europejskiej. Ale w dwunastym roku obecności w UE wiemy już dobrze, że warto – a nawet trzeba ‒ brać udział w sojuszach w ramach Unii, a najlepiej je tworzyć, aby zwiększyć narodową siłę rażenia. To doprawdy „oczywista oczywistość”.

Skutki imigracji czyli nowa geografia polityczna UE

Sojusze (koalicje) potrzebne są Polsce zawsze, ale może szczególnie w tym momencie. Powstał nowy rząd przez część mediów i środowisk politycznych na Zachodzie traktowany z dystansem. To pierwszy powód, aby radzić sobie w szerszym gronie. Ale drugi powód jest zapewne ważniejszy, bo wiąże się z wyzwaniem, które nie będzie, niestety, ograniczone czasem ustawowego trwania parlamentu i rządu. Rzecz jasna chodzi o kwestię imigrantów (uchodźców).

Już w tej chwili przebija spoza mgły „politycznej poprawności” świadomość, że kraje członkowskie UE coraz bardziej różnią się w tym kontekście. Ale te różnice nie przedkładają się na najczęstszy i najprostszy podział, czyli na „starą” i „nową” Unię. Wręcz kłuje po oczach, że jest to bardziej skomplikowane. I to właśnie stwarza możliwość kreowania, może doraźnej (choć kto wie?), na pewno „zadaniowej”, ale jakże potrzebnej, nowej koalicji. Rolą Polski i polskich władz jest wsparcie działań, które doprowadzą do jej urzeczywistnienia.

W tej grupie kilkunastu (!) państw powinny znaleźć się te kraje, które z racji tego, że nigdy nie miały kolonii, a zatem nie mają kolonialnego dziedzictwa są bardziej zdystansowane wobec problemu masowej emigracji spoza Europy (a w praktyce: nie tylko spoza Europy...). Rzut oka na mapę wskazuje o jakie państwa chodzi. To oczywiście Grupa Wyszehradzka z Polską, Czechami, Węgrami, Słowacją. To także Skandynawia ze Szwecją, Finlandią i Danią. Dodajmy do tego Bałkany z ich najmłodszymi, pod względem stażu członkostwa w UE Słowenią ( 11 lat), Bułgarią i Rumunią (8 lat) i Chorwacją (3 lata). Poza małymi krajami bałtyckimi, które starają się zasłużyć na rolę europejskich prymusów (np. Litwa poprzez aklamację w Sejmasie jako pierwszy kraj członkowski UE przyjął śp. konstytucję UE) we wszystkich innych regionach czyli w Europie Północnej, Europie Środkowo-Południowej i Europie Środkowo-Wschodniej wyraźnie pojawiły się tendencje sprzeciwu wobec europejskiego mainstreamu w kontekście polityki imigracyjnej. Warto je przypomnieć.

Anty-Merkolande”?

Trzy czwarte krajów Grupy Wyszehradzkiej na pamiętnym październikowym szczycie UE w Brukseli, gdzie zapadły nieszczęsne decyzje o przymusowych kwotach, głosowało na „NIE”. Tylko Warszawa – inaczej niż Praga, Bratysława i Budapeszt ‒ uległa woli „Merkolandu” czyli duopolu Berlin-Paryż. Ale po wyborach parlamentarnych w Polsce i stworzeniu nowego rządu, Wyszehrad jest jednością. Skądinąd dzięki temu każde z państw go tworzących waży na europejskiej wadze politycznej więcej niż gdyby występowało samodzielnie.

Na tymże szczycie Finlandia też nie poparła proimigracyjnej większości. Gdyby to zależało wyłącznie od woli ministra spraw zagranicznych tego kraju Timo Soiniego, skądinąd jedynego katolika w rządzie w Helsinkach, lidera Partii Finów (niegdyś: Partia Prawdziwych Finów), pewnie zamiast wstrzymywać się, zagłosowałby przeciw. Ale od tego czasu w Skandynawii sporo się zmieniło się w kierunku większego sceptycyzmu wobec uchodźców. W czwartek, 3 grudnia, w referendum w Królestwie Danii wyraźnie wygrali zwolennicy kursu i antyfederalistycznego („mniej Europy!”) i antyimigracyjnego. Co prawda duński premier Lars Rasmussen robi dobrą minę do złej gry i sięgając prawą ręką do lewego ucha chce przekazać już nawet nie swoim rodakom a „unijnemu mainstreamowi”, że tak naprawdę: „Europejczycy, nic się nie stało!” i że dalej można jechać tą samą, od dekad wyżłobioną, koleiną. Tyle że jest w tym raczej mało wiarygodny.

W tym samym czasie Królestwo Szwecji, a więc „metr z Sevres” europejskiej political correctness w obszarze polityki imigracyjnej zdecydowało się na dokonanie całkowitej zmiany kursu. Kraj, który przez dziesiątki lat najbardziej szczodrze (procentowo- obok Niemiec) ‒ przyjmował imigrantów, nagle zapowiedział, że chętnie podzieli się z innymi krajami członkowskimi UE dwudziestoma paroma tysiącami tych przybyszów, którzy przyjechali tam ostatnio. Z jednej strony propozycja Sztokholmu to kłopot dla Polski, bo jej realizacja oznaczały przyjęcie dodatkowych przeszło 20% uchodźców powyżej dotychczasowych 7 tysięcy. Z drugiej zaś to sygnał, że również „mainstreamowa” dotąd Szwecja jest gotowa odrzucić dogmaty i z pozycji politycznej poprawności przejść na pozycję realizmu. Zapewne zatem powinna szukać w tym obszarze sojuszników, zwłaszcza tam gdzie umiar i rozsądek w sprawach uchodźców od początku wygrywały z emocjonalnymi uniesieniami i sloganami o międzyludzkiej solidarności, głoszonymi bez żadnego związku z realiami ekonomicznymi, społecznym i kulturowymi. Skandynawia więc, jak i cała Grupa Wyszehradzka może mówić o pewnym ujednoliceniu stanowisk, a przynajmniej ich zbliżeniu.

Problem imigracji i imigrantów (uchodźców) jest szczególnie dotkliwy na Bałkanach. Skądinąd szeroko rozumiane Bakany same, o czym się często zapomina, generują część imigracyjnej fali (nie chodzi o historyczny przykład Jugosłowian w NRF-RFN, tylko o współczesnych Albańczyków i Kosowarów lub, jak chcą Serbowie ‒ Kosowian). Istotne różnice interesów w ramach państw bałkańskich, które przerzucają między sobą imigracyjną piłeczkę (a chodzi przecież o żywych ludzi) pokazują, jak bardzo ten region jest ogniskiem zapalnym i jak bardzo, paradoksalnie, może się zjednoczyć wokół próby nowej polityki imigracyjnej UE. A mówiąc konkretnie: przeciwko przymusowym kwotom „uchodźców” i za zminimalizowaniem liczby imigrantów.

Kraje bez kolonii – łączcie się!

Charakterystyczny dla całej Europy jest rozjazd między opinią publiczną w danych krajach a stanowiskiem ich rządów. W gronie tych 14 państw widać to na przykładzie Bułgarii, gdzie bardzo silne nastroje antyimigracyjne towarzyszą niesłychanie spolegliwemu stanowisku rządu w Sofii, w Danii, o czym mówiliśmy oraz w krajach bałtyckich, a do niedawna w Szwecji i w Polsce. To już się zmieniło w przypadku rządów w Warszawie i Sztokholmie, ale to może jutro, pojutrze stać się również w Kopenhadze (na dłuższą metę nawet liberalny rząd nie może zlekceważyć wyników referendum) oraz u naszych północno-wschodnich sąsiadów. Wilno, Ryga i Tallin, żyjące w cieniu rosyjskiego niedźwiedzia są często bardziej papieskie od papieża, bardziej unijne od Unii, aby związać ze sobą Europę i nie zostać z Moskwą „sam na sam”. Jednak gdyby pojawiła się poważna, polityczna, unijna alternatywna w zakresie polityki imigracyjnej, pewnie byłby to dla nich atrakcyjny kierunek.

Wyraźnie widać, mówiąc językiem matematyki, wspólny mianownik, gdy chodzi o te cztery regiony Europy. Grupa Wyszehradzka, Bałtowie, Skandynawia i Bałkany: łączy nas nie tylko historia - brak kolonii, a zatem zarówno brak bogactwa z tego wynikającego, jak i mniejsze problemy generowane przez kolonialną spuściznę. Łączy także współczesność czyli wspólne interesy w kontekście europejskiej polityki imigracyjnej. Narzucanie kwot i próby wymuszania przez Berlin, Rzym i Ateny procentowego – w przyszłości – podziału uchodźców, niezależnie od tego, ilu ich jest (!), są nie do przyjęcia od Tallina po Bukareszt, od Sztokholmu po Lublanę, od Bratysławy po Helsinki, od Kopenhagi po Zagrzeb i od Warszawy po Rygę i Sofię. Zwracam uwagę, że w tej wielobarwnej koalicji może być zarówno sześć najbiedniejszych krajów członkowskich UE (Bułgaria, Rumunia, Chorwacja, Łotwa, Polska i Węgry), jak i jedno z najbogatszych państw pod względem PKB na głowę mieszkańca – Szwecja, kraje zarówno będące pionierami nowoczesnych technologii (jak Finlandia), jak i państwa daleko odbiegające w tym zakresie od unijnej średniej (większość krajów bałkańskich, poza Słowenią). Nie jest to więc koalicja budowana, jak dotychczas, w oparciu o historyczne losy („stara Unia” versus „nowa Unia”) czy o zapóźnienie gospodarcze, które przedkłada się na wysokość środków czerpanych z kasy w Brukseli (większość państw „nowej Unii” plus Europa Południowa).

Taka koalicja powinna powstać jak najprędzej. Może być ciekawym kontrapunktem dla Berlina i Paryża, dotąd zdecydowanie narzucających Europie imigracyjną narrację.

*tekst ukazał się w „Rzeczpospolitej” (22.12.2015)











Data:
Kategoria: Świat

Ryszard Czarnecki

Ryszard Czarnecki - https://www.mpolska24.pl/blog/ryszard-czarnecki

polski polityk, historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII i VIII kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister – członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.