Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Cukier się boi?

Czy poza fejsem jest życie? To bardzo spiskowa hipoteza.

 Coraz więcej osób, którym nie odpowiada polityka cenzury prewencyjnej czy cenzury treści ze strony gigantów mediów społecznościowych i mówi o ich opuszczeniu. Oczywiście, dotyczy to w dużo większym stopniu osób o poglądach prawicowych. Zjawisko przyspieszyło, gdy ludzie dowiedzieli się o zbanowaniu kont Trumpa, czy na naszym podworku: Grupy Wyszehradzkiej.

Pierwszym adresem, pod który zaczęli udawać się uciekinierzy stał się Parler (tutaj przyznam się, że konto na parler że mam od dawna, chociaż jest ono martwe). Gdy Trump ogłosił przenosiny na Parler, Amazon wstrzymał hostowanie serwerów Parler, doprowadzając medium do paraliżu.

Pozornie wydaje się to bardzo dziwne, ale gdy się przyjrzeć temu, co łączy tzw BigTech, bliskie zaplecze Bindena i wrogość do konserwatyzmu, da się zauważyć związki.

Każda z wiodących spółek BigTech jest od strony właścicielskiej, kontrolowana przez powiązane ze sobą osobowo i kapitałowo spółki.

Bezos, Cukier, Dorsey posiadają duże i bardzo duże pakiety akcji, są dyrektorami generalnymi spółek, jakie założyli, ale na Walnych Zgromadzeniach Akcjonariuszy kto inny ma władzę decydującą.

Konglomerat spółek inwestycyjnych kontrolujących wspomniane media należy do kilku klanów. Co jest w tym wszystkim najciekawsze, owe spółki działają w głównej mierze w oparciu o środki powierzone przez miliony klientów. 

Mamy sytuację, w której najważniejszymi dzisiaj mediami mogą sterować z tylnego fotela ludzie bardzo bogaci, ale nie posiadający osobiscie nawet 10% potrzebnych do tego celu środków.

Od tego momentu będzie jeszcze bardziej spiskowo. Gdybyśmy założyli, że wypychanie "prawaków" poza nawias mediów nie jest objawem negatywnych emocji, a swoistą strategią?

Pierwszy znak wyszedł z Anti-Defamation League, która akurat znana jest z wielokrotnego zniesławiania tych, których nie lubi (świat paradoksów). Później przyszły kolejne, co jest chyba naturalne, nikt nie widzi problemu z istnieniem profili państwa islamskiego, obecnością premiera Malezji, który nawoływał do zabijania Francuzów, itd itd... Nie wiem czy istnieje jakąkolwiek organizacja terrorystyczna, która nie ma oficjalnych profili na Fejsie czy Twitterze.

Po co to wszystko? Zastanówmy się, ile osób może realnie odejść z mediów mainstreamowych, 10% wydaje się wysoce przesadzoną liczbą. Załóżmy, że było by to 5% (bardzo umowne i bardzo nieprecyzyjne), klikalność i idące za tym pieniądze zmniejszyły by nieco zyski mediów, ale nie jest to wielkość, której nie da się poświęcić.

Załóżmy, że Binden pewnego dnia postąpił by w zgodzie z narracją suflowaną przez jego zaplecze i zakazał pod groźbą sankcji karnej transakcję z mediami, "które wspierają terroryzm". W ten prosty sposób, niezależnie od lokalizacji można by szybko bez działań wątpliwych wizerunkowo, jak w przypadku Parler "zagłodzić" chętnych do pokazywania świata innego niż jedynie słuszego: libertyńskiego. Skoro z przestrzeni publicznej znikłoby wszystko inne niż, wspomniane "słuszne", cenzura stała by się już niepotrzebna...

Dr Goebels kiwa z głową z szacunkiem, ze swego nie istniejącego grobu. 

Data:

JuliuszKrzysztoforski

Myśli spisane na kolanie - https://www.mpolska24.pl/blog/mysli-spisane-na-kolanie1

Niecodzienik pisany o jutrze, czasami o wczoraj, bez najmniejszego zainteresowania dzisiaj

Motto:
Kto nie myśli o jutrze, będzie miał kłopoty, zanim dziś się skończy (przysłowie chińskie)

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.