Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Joanna Lichocka: Telewizja publiczna jest opanowana przez urzędników i działaczy partyjnych.

Wywiad z Joanna Lichocką, kobietą mediów, dziennikarką, publicystką, autorką filmów dokumentalnych, która miała skończyć w jaskini, a która teraz rozpoczęła swoją drogę do Parlamentu i polityki. Rozmawiamy o polityce, mediach i ich reformie. Kobietach w polityce, pluszakach i dziennikarstwie zaangażowanym. Uwodzeniu Jarosława Kaczyńskiego, kampanii wyborczej, "nowym porządku" w mediach. Zapraszamy.

Joanna Lichocka: Telewizja publiczna jest opanowana przez urzędników i działaczy partyjnych.
Joanna Lichocka
źródło: Oficjalna strona Joanny Lichockiej

Mariusz Gierej: Zacznijmy od spraw, którymi Joanna Lichocka chciałaby się zająć w Parlamencie. Te trzy najważniejsze to...?

Joanna Lichocka: Media publiczne. Jeśli chcemy uzdrowić debatę publiczną, musimy zreformować media publiczne. To nadrzędne zadanie. Prawo prasowe. Obecnie obowiązujące zostało uchwalone pod patronatem Wojciecha Jaruzelskiego i Jerzego Urbana w 1984 roku. Jest dla mnie czymś nieprawdopodobnym, że do tej pory redakcjom to nie przeszkadza.  Wiele razy postulowałam, że to jest pierwsza rzecz, jaką środowisko dziennikarskie powinno zrobić. Ale jest ono takie jakie jest i w związku z tym, mówiąc do pewnego stopnia metaforycznie, Urban oraz Kiszczak cały czas decydują o kształcie polskich mediów. To musi być zmienione.  Oczywiście prace trzeba prowadzić w porozumieniu z organizacjami dziennikarskimi. Już rozmawiałam o tym z Krzysztofem Skowrońskim, szefem SDP, ale jestem też w kontakcie z szefem Stowarzyszenia Wolnego Słowa, Wojciechem Borowikiem. Będę chciała wprowadzić pod obrady Sejmu także inne ich postulaty dotyczące wolności debaty w Polsce. Politycy nie są zainteresowani wzmocnieniem pozycji dziennikarzy czy prasy, a to jest potrzebne. W tej chwili dziennikarze mają status zawodowy oparty na umowie śmieciowej, czyli taki jak kogoś wynajętego do pilnowania baraku. Można ich zwolnić w każdej chwili.

Mariusz Gierej: A poza tym?

Joanna Lichocka: Media, prawo prasowe i to wszystko, co nazywamy dobrą zmianą, czyli po prostu uzdrowienie państwa. Jak jeżdżę po moim okręgu to widzę - mimo że to jest Wielkopolska, czyli ta zachodnia, bogatsza część Polski - jakie spustoszenie zrobiły rządy Platformy Obywatelskiej. Ich filozofia myślenia o państwie polegała na tym, że pakowali wszystkie fundusze w wielkie metropolie, a zwijali Polskę poza nimi. Likwidowali kolejne instytucje państwa, zakłady pracy,  likwidowali miejsca pracy, więc mniejsze miasta się wyludniały.  Nie chcę powiedzieć kataklizm, bo to jeszcze nie ma w moim regionie aż takiego wymiaru, ale Kalisz w ciągu ostatnich kilku lat stracił 8 tys. mieszkańców. Jeszcze kilka lat temu było ponad 108 tysięcy mieszkańców, a teraz jest już miastem tylko 99-tysięcznym. Nie ma dróg, bo ich budowa mogłaby zagrozić interesom oligarchy, który jest współwłaścicielem autostrady do Poznania itd., itp.
Dla mnie dobra zmiana to nie tylko pognanie rządzącej ekipy, gdzie pieprz rośnie, ale przede wszystkim zrównoważony rozwój kraju, z uwzględnieniem interesów wspólnoty a nie najsilniejszych.

Mariusz Gierej: Pani Joanno,  udziela  Pani wywiadów, które są cukierkowe, lukrowane...

Joanna Lichocka: ...który był cukierkowy?

Mariusz Gierej: Np. w Onecie.

Joanna Lichocka: On był cukierkowy? Wydaje mi się, że to był przyzwoity, fajnie zrobiony wywiad.

Mariusz Gierej: ...albo przypominają magiel. Jak wywiad z Dominiką Wielowieyską.

Joanna Lichocka: A to już proszę pytać Dominikę Wielowieyską o jej warsztat.

Mariusz Gierej: Chciałbym zrobić wywiad pozbawiony partyjnej propagandy. Przede wszystkim  porozmawiajmy o mediach. Bez owijania w bawełnę.

Joanna Lichocka: Trudny temat.

Mariusz Gierej: Bo Pani patrzy na nie z określonej perspektywy.

Joanna Lichocka: Tak się Panu wydaje. Myśli Pan, że ja już się przyzwyczaiłam, że jestem po drugiej stronie?

Mariusz Gierej: Zastanawiam się nad tym.

Joanna Lichocka: Jeszcze się nie przyzwyczaiłam. Ciągle mam odruch: chcę to opisać, skomentować, o - to jest ciekawa informacja, muszę zadzwonić do kolegi redaktora, żeby wrzucił takiego newsa. Ciągle mam odruch bycia dziennikarzem. Zawsze na spotkaniach mam ze sobą notatnik i zapisuję różne rzeczy. Może kiedyś napiszę książkę z tych doświadczeń.

Mariusz Gierej: A jak Pani ocenia nasze  media?

Joanna Lichocka: To jest szeroki temat. Media można diagnozować na różnych poziomach. Na tym globalnym, na samej górze, są główne media, uzależnione od władzy. Telewizja publiczna jest opanowana przez urzędników i działaczy partyjnych. Przecież poprzedni prezes, Juliusz Braun, przyszedł prosto ze stanowiska dyrektorskiego w Ministerstwie Kultury. Bardzo skądinąd sympatyczna dziewczyna, Iwona Radziszewska, przyszła do telewizji publicznej ze stanowiska rzecznika ministra kultury, Bogdana Zdrojewskiego. Jacek Weksler był szefem gabinetu politycznego Zdrojewskiego, a Marian Zalewski, były wiceprezes TVP, przyszedł do telewizji prosto ze stanowiska wiceministra rolnictwa. 

Mariusz Gierej: Pani myśli, że teraz będzie inaczej?

Joanna Lichocka: Właśnie o to chodzi, żeby było inaczej. Musi być inaczej. Mówię to politykom PiS-u. Trwają prace nad projektem ustawy o mediach publicznych. Punktem wyjścia jest projekt Barbary Bubuli, która zaprezentowała  go na konwencji programowej PiS-u w Katowicach. Zakłada likwidację spółki prawa handlowego, czyli obecnego statutu prawnego TVP i Polskiego Radia,  i stworzenie instytucji wyższej użyteczności publicznej, instytucji kultury, coś na zasadzie albo PISF-u (Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej) albo Muzeum Narodowego. Wtedy można taką organizację w znacznej części finansować ze środków publicznych. Byłyby to poważne środki, które służyłyby nam wszystkim. Trzeba wreszcie stworzyć prawdziwe media publiczne. Nie można zamieniać jednej tuby rządowej na kolejną. Powtórzenie bolszewickiego sposobu myślenia Platformy przez nową władzę byłoby jej kompromitacją. Używam sformułowania „bolszewickie” świadomie. Bo to nic innego jak myślenie totalitarne, wykluczające faktyczną debatę tylko ślepe podporządkowanie mediów władzy. To sposób myślenia zaprzeczający wolności słowa, który u nas jest dziedzictwem komunizmu. Gazeta Wyborcza gorliwie pilnująca, żeby wyrzucić z telewizji publicznej wszystkich dziennikarzy, którzy jej się nie podobali, którzy nie byli związani z obecnym obozem władzy, jest kontynuatorką tej tradycji. PRL tkwi bardzo głęboko w w sposobie myślenia elit III RP.
I to się odbija na wolności słowa w Polsce. Nie będzie więc wolno rządowi dobrej zmiany w Polsce, kraju który nie ma być jakąś postkomunistyczną kolonią tylko republiką wolnych obywateli, robić zamachu na coś, co powinno należeć do nas wszystkich i budować wspólnotę. Musimy stworzyć takie media publiczne, w których będzie rzeczywista debata, w których będą reprezentowane różne sposoby widzenia, różne światopoglądy...

Mariusz Gierej: ...będzie tam miejsce dla Tomasza Lisa?

Joanna Lichocka: ...takie media, które nigdy nie będą miejscem do szczucia na innych i prowadzenia kampanii nienawiści, opartej na kłamstwie, na świadomej manipulacji - na to nie może być ani miejsca ani przyzwolenia w mediach publicznych.

Mariusz Gierej: To jest odpowiedź na moje pytanie, chociaż nie udzielona wprost. Powiedziała Pani w ostatnim wywiadzie, że decyzja przejścia z dziennikarstwa do polityki nie była dla Pani trudna, bo od dawna namawiała Pani innych do aktywności…

Joanna Lichocka: …organizujcie się, mówcie: nie pozwalam, nie zgadzam się!

Mariusz Gierej: Od wielu lat reprezentuje Pani tzw. dziennikarstwo tożsamościowe.  Dla wielu po prostu "stronnicze".  Kto uwierzy, że chce Pani grać fair?

Joanna Lichocka: No przecież to było fair.

Mariusz Gierej: A jak się ma to do tego, co Pani mówi o mediach publicznych, mediach niezaangażowanych?

Joanna Lichocka: Przecież nie prowadziłam dzienników informacyjnych. Nie byłam reporterką newsową, która ma w sposób obiektywny przekazać informacje, bez żadnego komentarza. Jestem komentatorką. Od wielu lat jestem publicystką.

Mariusz Gierej: Czyli na innych prawach?  Informacja co innego, publicystyka co innego?

Joanna Lichocka: Oczywiście. Mnie płacą za to, że mam poglądy.

Mariusz Gierej: Powtarza Pani przy okazji różnych wywiadów: głosujące na kogo chcecie, byle na PiS. Czy takie słowa to wyraz wyrachowania czy nieznajomości polityki? Bo nie przypuszczam, żeby Pani nie słyszała, że jest wróg, wróg śmiertelny i kolega partyjny.

Joanna Lichocka: Oczywiście, że słyszałam to powiedzenie, ale kompletnie się z nim nie zgadzam. I nie mam zamiaru ani tak myśleć ani tak postępować.  Uważam, że wybory wygrywa się działając drużynowo. A zwłaszcza teraz. Nie możemy być skupieni na własnych, egoistycznych ambicjach, tylko musimy być skoncentrowani na tym, żeby zmienić Polskę. A zmienimy ją  jeżeli jedyna partia zmiany - Prawo i Sprawiedliwość - będzie miała bezwzględną większość w Sejmie. Dlatego powtarzam każdemu - pod każdą szerokością geograficzną, głosujcie na kogokolwiek, byle na PiS.

Mariusz Gierej: No, ale już nie zagłosują np. na Mastalerka.

Joanna Lichocka: To już pytanie nie do mnie.

Mariusz Gierej: Idzie Pani do polityki. Polityka niszczy ludzi. Mamy tego liczne przykłady. I to jest - mam wrażenie - droga bez powrotu. Nie boi się Pani, co będzie później.

Joanna Lichocka: Nie. Nie boję się, co będzie później, bo wszystko jest tak ciekawe, że nie ma miejsca na obawę. Na szczęście nie jestem w sytuacji, że mam bilet tylko w jedną stronę. Jeśli mi się nie uda, to nie będę skończona, nie zostanę bez pracy i środków do życia.  Zawsze będą mogła pisać i utrzymywać się z publicystyki. Myślę, że mam swoje grono czytelników, którzy nadal będą chcieli znać moją opinię i ocenę rzeczywistości. Będę mogła dalej robić filmy dokumentalne. Oczywiście nie ma z polityki powrotu do dziennikarstwa informacyjnego, ale mnie w dziennikarstwie informacyjnym już od dawna nie ma.  Nie sądzę, żebym nie mogła - gdy okaże się, że nie sprawdziłam się w polityce - stworzyć jakiegoś nowego tytułu, portalu czy czegokolwiek innego, napisać kilku książek o tym doświadczeniu, jeżeli nie znalazłabym pracy.  Nie. Dziennikarz to jest taki ktoś, kto jest naprawdę wolny, jeśli ma swoich odbiorców. Wykonuję ten zawód zgodnie z przyzwoitością, uczciwością, rzetelnością,a czytelnicy, odbiorcy to widzą. Istnieję dzięki nim, tak że niczego się w moim pisaniu nie boję. Boję się czegoś innego. Że np. moje doświadczenie dziennikarskie oglądania polityki w roli dziennikarza i publicysty jest obserwowaniem jej przez szklaną szybę, nie do końca wiem jak jest w środku. Nie wiem, czy rzeczywiście dobrze znam mechanizmy, jakie rządzą polityką. Czy będę umiała być takim stuprocentowym politykiem. Jak do tej pory oglądam kariery byłych dziennikarzy w polityce, to jest to raczej przygnębiające wrażenie. Ale, zobaczymy. Uważam jednak, że teraz nie czas na takie dylematy – przeciwnie, wszystkie ręce na pokład. Jest tak poważna sprawa do przeprowadzenia, że nie można stać obok. Każdy, we własnym zakresie, jeżeli może się przyczynić do tej dobrej zmiany, musi to robić. Gdy spotykam od czasu do czasu przedstawicieli mojego pokolenia - pokolenia NZS z 88, 89 roku, którego bunt został wyciszony przez okrągły stół, a które zrobiło kariery w tej III Rzeczpospolitej, pozakładało biznesy, itd. - widzę, że oni też już to wiedzą. Obserwuję to od Smoleńska, od mojego filmu "Przebudzenie". Wiedzą, że czas się znowu zaangażować. I robią to. Po prostu Polska nie pozwala nam być nadal obojętnymi.

Mariusz Gierej: Pani mówi o zaangażowaniu. W takim razie, czy dziennikarze powinni być zaangażowani jak Lis, Lichocka...

Joanna Lichocka: ...proszę nie zestawiać mojego nazwiska z “Pluszakiem”. To jednak jest przesada.

Mariusz Gierej: Czy dziennikarze powinni być zaangażowani ?

Joanna Lichocka: Dziennikarze nie powinni się angażować w żadne życie partyjne, w służenie jakiejkolwiek partii. Powinni być zaangażowani w opowieść o tym, jak wygląda Polska, jaka jest rzeczywistość. W to powinni być zaangażowani, tutaj powinni kierować swoje emocje.  Natomiast nie wolno im pracować dla partii. I to jest "oczywista oczywistość". Jak podjęłam decyzję, że wchodzę w walkę polityczną, nie mogłabym już jednocześnie być w dziennikarstwie. Ale nie uważam, że zamyka mi to na zawsze drogę powrotu.

Mariusz Gierej: Rozmawialiśmy o mediach publicznych. Chciałbym teraz  zapytać o media prywatne. Czy status mediów prywatnych w Polsce  pozwala im być niezależnymi?

Joanna Lichocka: Do tej pory system III RP nie był zainteresowany tworzeniem silnych, niezależnych mediów. Media są elementem władzy, konserwują układ zawarty między Michnikiem a Kiszczakiem. Więc nie było żadnej woli rzeczywistej debaty i rzetelnego informowania Polaków.  Odbierano nam i cały czas się odbiera prawo do informacji. W ostatnich latach mamy wręcz obrażające inteligencję Polaków serwisy informacyjne i to we wszystkich największych radiach czy telewizjach, które dają nam jakąś papkę zamiast informacji o Polsce.

Mariusz Gierej: A może to jest również wynik potrzeb finansowych tych mediów?

Joanna Lichocka: Nie. To są bogate media. RMF, Radio ZET czy Polskie Radio stać na serwis informacyjny, który opowiada o tym, co się wydarzyło w kraju, a nie o tym, że znaleziono kogoś z poderżniętym gardłem lub że koza wygrała medal na jakichś targach. Bo takie informacje teraz mamy. Polacy mają być głupi, mają nie wiedzieć, mają się interesować  wyłącznie grillowaniem, a nie swoim państwem. Dlatego Platformie tak wiele skandalicznych rzeczy się udało. Ostatnio ciągle opowiadam o łączniku autostrady w Tarnowie.  Słyszał Pan o tym przewale?

Mariusz Gierej: Nieee...

Joanna Lichocka: Ha! I to jest najlepszy dowód na to,  że nie ma rzetelnych mediów, że o tym nie słyszeliśmy. To jest niesamowita informacja, zresztą teoretycznie głośna od kilku lat. W 2010 roku Platforma Obywatelska, przepraszam, polskie państwo, budowało łącznik z Tarnowa do autostrady A4. Budowa była warta 13 mln złotych. Z zeznań złożonych w śledztwie wynika, że pewna duża firma bardzo chciała wygrac ten przetarg,  ale startowały w nim jeszcze dwa podmioty. Co zrobiono, żeby wygrać? Połączono wszystkie trzy firmy ze sobą, stworzono konsorcjum i złożono jedną ofertę. Proszę zgadnąć jaką kwote zaproponowano za łącznik o wartości 13 mln złotych.

Mariusz Gierej: 39 mln złotych?!

Joanna Lichocka: Plus milion górką na łapówki. 40 milionów. Przetarg został wygrany. Za tę sumę zrealizowano łącznik. Łapówki dla urzędników za jakąś drobną decyzję wynosiły 30 tys. złotych. I wszystko  dlatego, że radą miasta, sejmikiem, Główną Dyrekcją Dróg, ministerstwem, prokuraturą rządził układ PO-PSL. Prezydent miasta też był z tego układu.  CBA przez przypadek natrafiło na tę historię, badając inną sprawę w Krakowie. Nie mogli tego nie podjąć, bo dostali sprawę na talerzu.

Mariusz Gierej: A myśli Pani, że bez tego przypadku szef CBA Paweł Wojtunik, sprawy by nie podjął?

Joanna Lichocka: Nie wiem. W każdym razie podjął. Śledztwo toczy się już dwa lata. Wszystko jest jasne. Nawet kierownicy budowy zeznają, jak się poukładali. Śledztwo miało być zakończone 29 sierpnia, jest odłożone o kolejne pół roku, do stycznia 2016.Nie możemy się dowiedzieć, jak dokładnie było, zapewne dlatego, by nie informować w kampanii wyborczej o złodziejstwach pod patronatem PO. Ale proszę zobaczyć: ten przykład pokazuje skalę przewałów, jakie robi ta ekipa. Oni nas robią tak "na bezczelnego", że to się w głowie nie mieści. A Polacy, polskie państwo, płaci, daje te 40 mln za coś, co jest warte 13. Myślę, że „Pruszków” i „Wołomin” siedzą ze szczękami opadniętymi do samej ziemi. Do głowy im pewnie nie przychodziło, że można aż na taki rympał działać. Ale Polacy mają o tym nie wiedzieć. Za to mają pasjonować się rekordem jakiejś kozy. I to oczywiście trzeba będzie zmienić. Przy czym jeśli media komercyjne  będą sterowane przez ludzi, którzy po prostu są w układzie rządzącym, to się nie uda zmienić. Dlatego konieczny jest nowy rząd. Wtedy zmiana debaty publicznej będzie możliwa, choć pewnie  tylko w mediach publicznych.  Komercyjne będą sobie żyły według swoich zasad. Tylko  czy Polacy będą nadal chcieli takich mediów? A może je ukarają, właśnie za to obrażanie inteligencji odbiorców?  Jeśli tak się stanie media komercyjne będą musiały skorygować swoją politykę. Ale to się dopiero okaże.  

Mariusz Gierej: Pani Joanno! Jedynka w Kaliszu. Jak i czym uwiodła Pani Jarosława Kaczyńskiego?

Joanna Lichocka: Nie zgadzam się na takie pytanie, jest seksistowskie.

Mariusz Gierej: Przepraszam bardzo. Tutaj pani Joanna powiedziała: O, mój Boże!

Joanna Lichocka: Nie widzi pan, że jest seksistowskie? Ja się strasznie złoszczę...

Mariusz Gierej: Naprawdę?

Joanna Lichocka: A zadałby Pan facetowi takiego pytania: czym uwiódł Pan lidera partii, że dostał Pan jedynkę w Kaliszu?

Mariusz Gierej: Ja bym zadał.

Joanna Lichocka: Kobiety traktuje się w polityce przez pryzmat płci.

Mariusz Gierej: No nie. Kobiety teraz są na pierwszych miejscach, wiodą prym.

Joanna Lichocka: Ale przepraszam, bardzo często, zwłaszcza w mediach bardziej konserwatywnych, słyszę echo takiego myślenia: o, kobieta w polityce, no to duże niebieskie oczy, ma czym oddychać.. i takie głupoty różne. Rechot i ironia.

Mariusz Gierej: Ja miałem na myśli walory intelektualne.

Joanna Lichocka: Więc ja od razu mówię, że się strasznie złoszczę, gdy w Polsce kobiety w polityce postrzega się poprzez płeć i wtedy staję się feministką.

Mariusz Gierej: Ale w takim razie jak to się ma do tego, co publikują prawicowi dziennikarze na temat np. Joanny Muchy?

Joanna Lichocka: Platforma Obywatelska i Donald Tusk zrobili straszną krzywdę kobietom w polityce, utrwalili stereotyp głupich bab, wysuwając na pierwszą linię osoby niekompetentne, które karierę polityczną, tak jak Ewa Kopacz, oparła tylko na tym, że jest jego przyjaciólką.  Uczyniono, o czym pisałam kilka razy, wielką krzywdę wszystkim kobietom, które robią kariery w korporacjach, w przestrzeni publicznej, w mediach. Wzmocniono stereotyp "no, zabierzcie tę babę!". Przecież to widać na wszystkich portalach społecznościowych. To jest straszne. Tymczasem można być kobietą i świetnym politykiem, można w niej dużo znaczyć, jak np. Margaret Thatcher czy Angela Merkel, bez względu na jej ostatnie błędy. A jak popatrzymy na kandydatki Platformy Obywatelskiej, to naprawdę robi się słabo. I to jest bolesne.

Mariusz Gierej: Dobrze. To w takim razie: co spowodowało, że Jarosław Kaczyński postawił na Panią?

Joanna Lichocka: Myślę, że to był wynik wielu naszych rozmów i pewnie mojej pracy publicystycznej. Wydaje mi się, że myślimy podobnie o Polsce, ale także o samej polityce. Że polityka  to po prostu narzędzie do walki o dobro wspólne, o Polskę. Wiem, to brzmi górnolotnie i kiczowato, ale nie mam innych słów. Nie chodzi tutaj o jakieś osobiste kariery, pieniądze, splendory, tylko o wyprowadzenie Polski z postkomunizmu. Myślę, że Jarosław Kaczyński uznał - bo mu opowiadałam o tych spotkaniach, o tym jeżdżeniu po Polsce - że po prostu mogę być dobrym nabytkiem w polityce. No i zaproponował Wielkopolskę - Kalisz, Ostrów i Leszno - to są trzy główne miasta w moim okręgu. Dla mnie wielkie wyzwanie.

Mariusz Gierej: A kampania?

Joanna Lichocka: Bardzo ciekawa, wymagająca pokory, zwłaszcza że nie mam łatwej sytuacji, bo jestem nowa.

Mariusz Gierej: Spadochroniarz?

Joanna Lichocka: Tak o tym piszą lokalne media, a nawet, jak nie używają słowa spadochroniarz, to piszą: mieszkająca w Warszawie. Nie mam zwyczaju ściemniać, odwracać kota ogonem itd., więc mówię: tak, jestem nowa, ale jeżeli uznają Państwo - tak mówię na spotkaniach z wyborcami - że ktoś taki jak ja może się przydać w Sejmie, to proszę o głosy. A jeśli uważają Państwo, że nie, że trzeba wybrać kogoś z Kalisza, to świetnie, tylko głosujcie na PiS. Mamy tylko dwie partie w Polsce. Kiedyś książę Jerzy Czartoryski powiedział: „W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie”. Uważam, że teraz jest podobnie. Mamy tylko  dwie partie: partię zmiany, dobrej zmiany, partię, która chce pracować na rzecz wolnej, republikańskiej Polski i partię postkomuny z układu III RP,  szukającej poparcia czy to w Moskwie, czy w Brukseli albo w Berlinie. Partię, która chce konserwować okrągłostołowy układ ze wszystkimi jego patologiami. I czy mówimy o PO, PSL, SLD, Nowoczesnej.pl czy o Korwinie, to jest wszystko ta sama partia systemu. Jedyną partią zmiany jest PiS. Dlatego powtarzam: nie musicie na mnie głosować. Znacie mnie, także w Wielkopolsce, nie jestem zupełnie nowa, wiecie, jak uprawiałam dziennikarstwo, wiecie, czego się można po mnie spodziewać. Jestem konsekwentna, dotrzymuję słowa. Ale jeśli nie ja, to niech to będzie ktokolwiek – byle z PiS.

Mariusz Gierej: Apel do wyborców czy autopromocja?

Joanna Lichocka: [śmiech] Ale to strasznie ważna sprawa, pod każdą szerokością geograficzną. Wszędzie to powtarzam.  Nawet jeżeli ktoś mieszka gdzieś na dalekich wyspach, a ma możliwość zagłosowania, niech koniecznie idzie głosować na PiS.

Mariusz Gierej: Wrócę do Pani oceny  sposobu funkcjonowania mediów. Jak PiS chce go zmienić? Czy jak dojdzie do władzy to "odetnie finansowanie" np. Gazecie Wyborczej, Newsweekowi bo kara musi być? A może PiS-owi wystarczy zmiana redaktorów naczelnych lub propisowska narracja?  Czy te media walczą w tej chwili o życie?

Joanna Lichocka: Oni na pewno walczą o tę rzekę pieniędzy, którymi w tej chwili dotuje ich Platforma.

Mariusz Gierej: Pamiętam te dwa lata rządów PiSu i...

Joanna Lichocka: ...nic takiego się nie stało.

Mariusz Gierej: Dokładnie. Było wielkie zdziwienie wielu komentatorów, że nic takiego nie miało miejsca. Czeka nas powtórka czy "nowy porządek"?

Joanna Lichocka: Nie chcę się wypowiadać za osoby, które będą ministrami, jeżeli PiS wygra wybory i stworzy rząd. Bo w tej chwili to konkretne ministerstwa przekazują mnóstwo pieniędzy do mediów, o których Pan mówi. Nie chcę się też wypowiadać za prezesów spółek publicznych, z których miliony idą do gazet kierowanych przez Tomasza Lisa czy Jarosława Kurskiego, bo nie chcę wchodzić w ich kompetencje. Ale to, co obserwujemy jest drenowaniem środków publicznych przez media władzy, utrzymywaniem ich przez rząd po to żeby mogły w ogóle istnieć i mieć taką siłę rażenia. Myślę, że jeśli mielibyśmy normalne państwo, to byłoby to unormowane, czyli spluralizowane. Jeżeli ktoś ma ogromną potrzebę, np. prezes Orlenu, przekazania milionów na komunikację medialną w zamian za umieszczanie reklam, proszę bardzo, ale niech do tych reklam mają równy dostęp różne tytuły. Myślę, że trzeba mówić o powrocie do normalności, a nie rewanżu czy zemście.

Mariusz Gierej: Niektórzy tak to widzą.

Joanna Lichocka: To propaganda przerażonych perspektywą utraty potężnych zysków. Ale w ogóle nie o to chodzi. Nie trzeba się mścić ani rewanżować. Trzeba po prostu wprowadzić normalne zasady działania spółek Skarbu Państwa i ministerstw.

Mariusz Gierej:   Czy Joanna Lichocka będzie w Sejmie taką osobą dla Gazety Polskiej jaką jest Iwona Śledzińska-Katarasińska dla Gazety Wyborczej?

Joanna Lichocka: Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem pytanie, bo nie widzę roli pani Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej w Gazecie Wyborczej w tej chwili. Co ona robi?

Mariusz Gierej: Pilnuje jej interesów w Sejmie?

Joanna Lichocka: Mam wrażenie, że od dawna pani poseł nie robi zupełnie nic. Myślę, że i bez Śledzińskiej-Katarasińskiej Gazeta Wyborcza ma gwarantowane profity. Ale rozumiem, że pyta Pan, czy załatwię kontrakty dla Gazety Polskiej.

Mariusz Gierej: No może inaczej: czy będzie Pani pilnowała jej interesów?

Joanna Lichocka: Nie sądzę, żeby była taka potrzeba, ponieważ Gazeta Polska od lat dobrze sobie radzi bez pomocy spółek państwowych To jest gazeta, która istnieje ponad 20 lat, ma swoich stałych czytelników, utrzymuje się na rynku, jest opiniotwórcza, ma bardzo dużą siłę rażenia. Nie potrzebuje sztukmistrzów w obozie władzy, by jej pomagali. Jej szef, Tomasz Sakiewicz doskonale sobie radzi. Ale rozumiem, o co Pan pyta: czy znowu nie będzie odwrócenia tego samego mechanizmu, tylko w drugą stronę?

Mariusz Gierej: Dokładnie.

Joanna Lichocka: Nie będzie. Nikt nie będzie kontynuował patologii PO.

Mariusz Gierej: Trzymam za słowo. Tylko tyle chciałem usłyszeć.

Joanna Lichocka: Dobrze Pan wie, że będę - jeżeli będę w tym Sejmie - jedną osobą z jednym głosem, ale z całą pewnością będę mówiła, że nie możemy popełniać tego samego błędu. To jest inna filozofia myślenia o państwie. Po prostu nie postbolszewicka, nie postkomunistyczna. To jest nowoczesne myślenie o wolnej, republikańskiej Polsce.

Mariusz Gierej: Ale musi Pani przyznać, że w polskich mediach mamy utrwalony podział. Czyli środowisko Gazety Polskiej contra środowisko Gazety Wyborczej.

Joanna Lichocka: Proszę Pana, to się nie porobiło samo. Po prostu ludzie niezależnie myślący zostali wyrzuceni ze wszystkich mediów, które zagarnęła Platforma Obywatelska. Cały mainstream uzależniony od władzy wypchnął wszystkich. Nie znajdzie Pan nikogo, oprócz Jana Pospieszalskiego, w żadnym radiu czy telewizji. Nikogo, kto myśli tak jak ja, Tomasz Sakiewicz czy Jacek Karnowski. Takich ludzi nie ma w mediach publicznych, nie ma w mainstreamie. Czasami są zapraszani jako goście, ale rzadko.  Tak jak ja przez Dominikę Wielowieyską.

Mariusz Gierej: Ale już teraz Pani jest politykiem. Dlatego została Pani zaproszona?

Joanna Lichocka:  Racja. To zły przykład. Widzi Pan - zapominam. Pamiętam, jak Jan Winiecki, teraz chyba w Radzie Polityki Pieniężnej, napisał, że moje miejsce jest w jakiejś jaskini typu Gazeta Polska. Pracowałam w Rzeczpospolitej, a on napisał mi mail. Że ma nadzieję, że będę w takiej jaskini i nikt mnie już nie będzie czytał. To był  taki plan od 2007 roku - ma nas nie być. Ma być monopol idei, myśli, ma być pluralizm od Wielowieyskiej do Żakowskiego. To się nie udało m.in. dzięki temu nurtowi po Smoleńsku, dzięki filmom, które zaczęliśmy robić, dzięki portalom, jakie zaczęliśmy tworzyć, dzięki spotkaniom z ludźmi. Trzeba było ominąć tę blokadę medialną i zrobiliśmy to. W ciągu 2-3 lat odbyłam chyba ponad sto spotkań w całej Polsce, na pokazach moich filmów.  Postanowiłam wtedy, że nie pozwolę im zamknąć sobie ust.

Mariusz Gierej:   Cztery krótkie pytania na koniec. Dlaczego ludzie mieliby chcieć Panią w Sejmie?

Joanna Lichocka: Nie umiem się reklamować. Wierzę, że ludzie wiedzą.

Mariusz Gierej: Co Joanna Lichocka lubi robić w czasie wolnym od pracy i polityki?

Joanna Lichocka: Czytać książki i siedzieć na Twitterze.

Mariusz Gierej: Jakie książki?

Joanna Lichocka: Ostatnio czytam kilka książek na raz. Andrzej Nowak – „Dzieje Polski”, powtarzam  „Samuela Zborowskiego" Jarosława Marka Rymkiewicza i także jego "Umschlagplatz", no i przeczytałam najnowszy tomik jego poezji, cykl oktostychów „Koniec lata w zdziczałym ogrodzie”. W wakacje połknęłam debiutancką powieść Tomasza Lipko „Notebook”, a ponieważ natknęłam się nad morzem na wyprzedaż książek Wańkowicza, to czytam jeszcze „Anodę i katodę”. A ponieważ kandyduję z Wielkopolski, to czytam różne rzeczy o regionie – ostanio świetnie wydane albumy o klasztorze benedyktynów w Lubiniu czy sanktuarium w Świętej Górze w Gostyniu.

Mariusz Gierej: Papier czy elektroniczne książki?

Joanna Lichocka: Papier.

Mariusz Gierej: A gdyby miała Pani do wyboru: pies czy kot?

Joanna Lichocka: Nie powiem… [śmiech] Pies. Obawiam się, że to może wywołać pewien kryzys w mojej karierze politycznej, ale jednak koty są dla mnie tajemnicą, piękną tajemnicą, jednak na tyle osobną, że nie nawiązuję z nimi relacji.

Mariusz Gierej: I ostatnie pytanie: wielka i silna Polska. Wielokulturowa czy monokulturowa?

Joanna Lichocka: Ale pan otwiera tematy. To miały być krótkie pytania na koniec. Mnie się zdaje, że musimy myśleć o takiej Polsce, która jest liderem regionu, chciałabym powiedzieć matką, ale to zabrzmi kiczowato. Przypomniał mi się Jarosław Marek Rymkiewicz z jego cytatem z wywiadu "Od morza do morza": „Będziemy czekać na następną rosyjską smutę, która, wcześniej czy później, może nawet już niebawem nastąpi. (…) Wtedy uruchomimy wszystkie polskie siły – wszystko, co zorganizowaliśmy na ziemi i pod ziemią – i wybijemy się na niepodległość. I wtedy będziemy mieć niepodległą Polskę – dobrą matkę wszystkich małych sfederowanych narodów – od morza do morza”. Nie możemy myśleć w kategoriach wielkiego, narodowego mocarstwa, bo nie mamy tego w tradycji. Naszą tradycją jest  I Rzeczpospolita, wielokulturowa, ale jednak z silnie zaznaczonym chrześcijańskim charakterem. Nie wyobrażam sobie, żeby naszą drogą była droga upodabniająca nasze Mazowsze do południa Francji. Chyba mamy jednak inne miejsce w porządku świata, inną misję. Musimy stworzyć w tej części Europy pozycję regionu, z którym reszta świata będzie się liczyć - oczywiście w ramach Unii Europejskiej - ale nie jako klient Berlina czy Brukseli, lecz jako ośrodek Europy Środkowo-Wschodniej. Zresztą na to czeka już część naszych sąsiadów.

Mariusz Gierej: Dziękuję bardzo.


Wywiad przygotował i prowadził: Mariusz Gierej

Twitter: https://twitter.com/MariuszGierej
Facebook: https://www.facebook.com/GierejMariusz
Blog: http://www.mariuszgierej.mpolska24.pl/ 
Więcej wywiadów: http://www.wywiadownia.mpolska24.pl

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.