Aleksander Szczygło powiedział o polskich żołnierzach wałczących w Afganistanie, że to banda durniów, która strzela do cywili. Durnie ci dali się wysłać do kraju Talibów, kiedy pan Szczygło był ministrem Obrony Narodowej. Woleli też strzelać do cywili zamiast pozwolić, aby cywile strzelali do nich. Ogień islamistów był o tyle prawdopodobny, że z dokumentu wywiadu armii USA wynika, że mieszkańcy afgańskiej wioski Nangar Khel, którą zaatakowali polscy żołnierze współpracowali z Talibami. Według tych źródeł Nangar Khel, jest bazą wypadową wojowników Allacha, a mieszkańcy pomagali terrorystom organizować zasadzki na żołnierzy NATO, w tym także na Polaków.
W Afganistanie trudno odróżnić żołnierza od cywila nawet, jeśli ma się przed sobą kobietę czy dziecko. Przekonali się o tym Rosjanie i Amerykanie, a teraz widzą to Polacy. Stoją oko w oko z terrorystami obcinającymi zakładnikom głowy, fanatykami kamienującymi pod byle pretekstem kobiety, samobójcami, którzy w nagrodę za heroiczną śmierć okupioną ofiarami niewiernych wejdą do raju pełnego hurys i to w liczbie 72 na jednego.
Słowa Szczygły dowodzą różnych rzeczy, ale przede wszystkim pokazują odległość, jaka dzieli żołnierza Kaczyńskiego od żołnierza polskiego.