Wczorajsze posiedzenie Rady Gabinetowej rozpoczęło się zgrzytem z powodu obecności Sławomira Skrzypka – prezesa Narodowego Banku Polskiego. Odwrotnie niż kilka lat temu – 12 czerwca 2002 roku, kiedy to zebraniu tego gremium towarzyszyła konfuzja z powodu nieobecności szefa NBP. Leszek Balcerowicz nie przyjął zaproszenia prezydenta Kwaśniewskiego i nie uczestniczył w dyskusji na temat sytuacji finansowej i gospodarczej państwa oraz możliwości współdziałania między rządem, a NBP.
Nie podzielam entuzjazmu wielu polityków i publicystów, że wtorkowe spotkanie ma jakieś szczególne znaczenie dla otwarcia drogi wiodącej Polskę do euro jak i dla współpracy między rządem i prezydentem. Bracia Kaczyńscy, ani żaden z prominentnych polityków PiS nie złożyli deklaracji, że będą współdziałać na rzecz zmiany Konstytucji w zakresie prerogatyw NBP, co jest warunkiem niezbędnym, aby wejście do euro było możliwe. Milczenie w tej sprawie jest złowróżbne, a nie aprobujące.
Nie sądzę też, że wczorajsze uśmiechy zapowiadają odwilż w relacjach między Tuskiem i Kaczyńskim. Strategicznym celem obydwu polityków jest wygranie wyborów prezydenckich, a to zmusza ich do konfrontacji, a nie kooperacji. Premier Tusk powinien pamiętać Laokoona, który bezskutecznie ostrzegał mieszkańców Troi przed niebezpieczeństwem, jakim był drewniany koń. Na jego widok miał powiedzieć „Lękam się Greków, nawet jeśli niosą dary”. Radzę uważać na PiS, jeśli nawet się uśmiecha i robi słodkie oczy.