Jeśli chodzi o teorię gospodarki społecznej, uważam się za marksistę. (…) Jestem buddyjskim socjalistą” – oświadczył Dalajlama na uroczystościach w Gdańsku. Audytorium zaniemówiło, a Lech Wałęsa próbował obrócić słowa dostojnego gościa w żart.
Szkoda, że kamery nie pokazały twarzy obecnych na sali biskupów. Może pamiętali wywiad Jana Pawła II dla Jana Gawrońskiego, w którym papież mówił:
„Z pewnością dzisiejszy kapitalizm nie jest taki jak za Leona XIII. On się zmienił, a jest to w znacznej części rezultatem myśli socjalistycznej. Dzisiejszy kapitalizm jest odmienny, wprowadził zabezpieczenia społeczne, dzięki działalności związków zawodowych wprowadził politykę społeczną, jest kontrolowany przez państwo i przez związki zawodowe”. Sądząc po codziennej praktyce zapomnieli też słowa kardynała Josepha Ratzingera, że po dwóch wiekach umacniania się kultury laickiej Kościół, może wypełnić swoją misję jedynie wtedy, kiedy nie sprawia wrażenia, że „chce umacniać władzę tylko jednej określonej siły”.
Słowa Dalajlamy nie mogą dziwić nikogo, kto wie, że kwestie społeczne w wielu doktrynach religijnych, w tym w kościele katolickim bliskie są tezom myśli socjalistycznej i socjaldemokratycznej: uznają prymat pracy nad kapitałem, opowiadają się za sprawiedliwością społeczną, prawem do pracy, do uczciwej zapłaty i do godnego życia.
Najdalej wobec wyzwań społecznych poszła Teologia wyzwolenia, która narodziła się w Ameryce Łacińskiej w latach 60 – tych ubiegłego wieku. Wielu księży i biskupów kościoła rzymskokatolickiego uznało, że bieda wcale nie pochodzi od woli Boga, ale jest owocem wyzysku i eksploatacji jednych przez drugich. Stąd wniosek, że kościół nie powinien zajmować się tylko ograniczeniem zasięgu nędzy, ale powinien zająć się aktywnie społecznymi przemianami, które nędzę i wyzysk eliminują. Tezy te były bardzo blisko marksizmu stąd też spotkały się z oporem konserwatywnych kręgów Watykanu. Zarzucano im pomieszanie wiary i polityki, co z kolei stało się przedmiotem zarzutów wobec Jana Pawła II, że zachował się wobec zwolenników Teologii wyzwolenia zupełnie inaczej niż wobec kościoła w Polsce związanego z „Solidarnością”.
Marks jest niemile widziany w Watykanie nie z uwagi na swój niepodważalny dorobek w naukowej krytyce kapitalizmu, ile za słynny pogląd, że „Religia jest westchnieniem istoty przygniecionej nieszczęściem, duszą świata bez serca, tak jak jest duchem epoki bez ducha. Jest opium dla ludu”. Przeczytajmy to zdanie bez uprzedzeń. Czy brodaty mędrzec nie ma racji?