„Gazeta Wyborcza” uraczyła swoich czytelników kolejnym odcinkiem serialu o tzw. więzieniach CIA. Tym razem bohaterem opowieści jest Aleksander Kwaśniewski, który nie wiedział, że w Polsce działało takie więzienie, a gdy się dowiedział – pośrednio od G. Busha – to kazał je zlikwidować. Według „GW” tak twierdzą trzej, oczywiście anonimowi politycy SLD, którzy w 2003 r. pełnili wysokie funkcje w państwie.
Zdumiewające, że „GW” przedstawia prezydenta Kwaśniewskiego jako niezgułę i niedorajdę, który siedział pod przysłowiowym żyrandolem, nic nie wiedział i dowiadywał się od przywódcy obcego państwa, co się u niego dzieje. Mnie oburza taki wizerunek i uważam, że prezydent Kwaśniewski w niczym sobie nie zasłużył na taką potwarz.
Oświadczam, że dwustronny przepływ informacji między prezydentem Kwaśniewskim, a rządem, którym kierowałem w sprawach wywiadowczych i walki z terroryzmem był pełen i bez zarzutu. Tak samo jak w okresie rządów Jerzego Buzka i Marka Belki. Jeśli prezydent Kwaśniewski nie wiedział o więzieniach CIA, to dlatego, że ich nie było.
Domyślam się nazwisk tajemniczych informatorów SLD, którzy donoszą „GW”. To Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski – autorzy artykułu. Dziennikarska mistyfikacja to nic nowego. Nie tak dawno „GW” twierdziła, że Józef Pinior widział mój podpis pod dokumentem wyrażającym zgodę na więzienie CIA w Polsce. Później napisała, że Pinior nie widział, tylko słyszał. Jednym słowem, im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej tam prosiaczka nie było.
Szkoda, że „GW”, nie zadała pytań o więzienia CIA na konferencji prasowej prezydentowi Obamie podczas jego wizyty w Warszawie. Przecież prezydent Stanów Zjednoczonych był tylko o kilkaset metrów od siedziby redakcji na ulicy Czerskiej.