Pani Alicja podejmuje decyzję o aborcji, szuka szpitala, jednak nikt się zabiegu nie podejmuje. W końcu rodzi się córeczka. W tym momencie Pani Alicja staje się „symbolem walki o prawo do aborcji”. Pojawia się wiele organizacji i polityków związanych z organizacjami, które walczą o prawo do aborcji. Wokół niej pojawiają się wojujące feministki z pierwszych stron gazet, które wciągają Panią Alicję do świata polityki, fundacji, mediów. Pani Alicja wygrywa w Strasburgu, wygrywa w polskich sądach. Wydaje się, że – choć ucierpiała – w końcu stanie się kobietą – symbolem; zostaje nawet radną.
A jednak po latach staje się ‚zwykłym, szarym obywatelem’, można śmiało powiedzieć, że wykorzystanym przez różnych ludzi.
Dlaczego ja o tym piszę, tym bardziej, że podobny (bardziej szczegółowy) tekst powstał w tym miejscu (przeczytajcie go proszę – dla lepszego zrozumienia mojego tekstu)? Nie, nie robię plagiatu, nie chcę wykorzystywać medialnego tematu.
Kiedy ta historia miała swoje „pięć minut” byłem bardzo wkurzony, że po raz kolejny tragedię kilku osób wykorzystuje się do tego, by ugrać trochę politycznej sławy, że choć wtedy pojawili się ludzie, którzy pomogli Pani Alicji wygrać niemałe pieniądze, to jednak była to cyniczna gra. A dziś? Dziś znów jestem wkurzony, bo ‚druga strona’ wyjmuje historię Pani Alicji, żeby pokazać jej opuszczenie i dowalić organizacjom walczącym o prawo do aborcji. I znów Pani Alicja staje się – przepraszam za to brutalne określenie – ‚mięsem armatnim’. Tyle, że armaty są obrócone w drugą stronę.
Nie wolno tak robić. Nie wolno wykorzystywać ludzkich tragedii do walki. Ani wtedy, kiedy chcemy ugrać coś, co będzie prowadziło do zła (aborcja), ani wtedy, kiedy chcemy doprowadzić do ochrony życia. Nigdy nie wolno wykorzystywać tragedii człowieka.