Mimo wszystko jednak nie mogę nadziwić się, że wykreował kogoś takiego jak Magdalena Ogórek, która stała się twarzą SLD w wyborach na Prezydenta RP, będąc autorskim projektem pana Millera.
Staram się znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie, ale gdy czytam, słucham, oglądam panią Ogórek, nie mogę nic sensownego wymyślić. Oczywiście, jest jeden powód: w porównaniu z pozostałymi kandydatami jest dużo bardziej estetyczna, ale czy tym kierował się były premier?
Nie chodzi tu o to, że pani Ogórek dokonała wolty ideologicznej - takie rzeczy się zdarzały, zdarzają i zdarzać będą, mało tego, moim zdaniem to bardzo dobrze, że tak jest. W konkretnym przypadku zmiana idzie w dobrym i pożądanym kierunku. Problem jest jednak zupełnie inny, pani Ogórek jest tak mało wiarygodna, że moim zdaniem nawet ktoś o IQ zeschłego pomidora by tego nie kupił. Jak twierdzi, opadły jej łuski z oczu (to bardzo dobrze), ale dlaczego opadły, tego już nie potrafi logicznie wyjaśnić. Do tego wszystkiego przyjmuje kompromitującą intelektualnie tezę, jakoby była władczynią otrzymanych przez siebie głosów i w związku z tym ma moralne prawo, aby wypowiadać się w imieniu tych, którzy je oddali. Trudno się do tego odnieść, by nie obrazić jej lub jej wyimaginowanych wyborców.
Ja postanowiłem przyjąć postawę wyczekiwania, bo mam wrażenie, że przepoczwarzanie pani Ogórek nie jest zakończone. Co będzie dalej? Spontaniczne palenie wozów TVN- u?
PS. A tak poważnie sądzę, że „projekt Ogórek” był cyniczną drwiną Leszka Millera i nie mam o to do niego żalu, bo szanuję soczystą szyderę, ale na miłość Boską, panie Miler, miej pan w sobie choć odrobinę przyzwoitości i powiedz o tym pani Ogórek, bo ona chyba to wszystko bierze na poważnie.