Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Repolonizacja mediów? Wręcz przeciwnie!

List Marka Dekana do pracowników polskiego oddziału koncernu Axel Springer sprawił mi przykrość. Oto zagraniczny prezes udziela pouczeń dziennikarzom, jak mają kształtować rodzimą opinię publiczną. Ma oczywiście rację, natomiast wywołany słusznością jego wskazówek dyskomfort bierze źródło w żalu, iż podobnej trzeźwości osądów próżno oczekiwać po kierujących mediami o kapitale „właściwej” narodowości. Jakże bym sobie życzył równie odpowiedzialnej troski o losy widzów i czytelników ze strony TVP, WPolityce i Gazety Polskiej!

Niestety, stricte polskie media napawają mnie wstrętem do informacji wszelakiej. Portale braci Karnowskich i Tomasza Sakiewicza uważam za uwłaczające godności użytkownika, a seans „Wiadomości” jest poniżeniem ludzkiego intelektu. W tym bajorze pogardy już dawno utonął żywotny interes państwa związany z obecnością w Unii Europejskiej. Circa 99 proc. zawartości tych środków masowego przekazu stanowi narracja antyunijna, „równoważona” jednym procentem okazyjnych tłumaczeń, że „PiS wcale nie jest przeciwko UE”. Może jest, może nie jest, ale urobieni w toku prania mózgów patriotycznym proszkiem odbiorcy wiedzą swoje. Na tym polega perfidia lub tylko bezmyślność lizusów rządu, że sporadyczne deklaracje rozsądku ich autorstwa jawią się urobionym jako mruganie okiem. „Ależ oczywiście, jesteśmy za Wspólnotą – aczkolwiek niech czym prędzej szlag ją trafi. Wtedy dopiero Polska wstanie z kolan…” itd., itp.

W przestrzeni głupoty niemal bezdennej (za to naszej własnej, przez nas posiadanej) proste i przytomne słowa z zagranicy rezonują niczym dzwon bijący na alarm, jednak przytępiona od jazgotu przekaziorów percepcja patriotyczna dosłuchuje się w tym dźwięku raczej wycia syreny przeciwlotniczej, która sygnalizować ma nalot bombowców niemieckich. I ja zaczynam nasiąkać mimowolnie tym nastrojem zagrożenia, na myśl o tzw. „repolonizacji” mediów, mającej paranoiczną atmosferę jeszcze Polakom zagęścić. Mniemam, że znów nas chcą zamknąć demiurdzy w oblężonej twierdzy, abyśmy się dusili we własnym sosie propagandy sukcesu i w jakąkolwiek pozytywną rzeczywistość poza rondlem przestali wierzyć. Nie będzie Niemiec (ani Austriak) pluł nam w twarz, a tym bardziej pouczał co korzystne, bowiem kryterium swoje mamy: zwie się „polskość”. A jeśli dotychczas zawodziło tak dramatycznie (trudna nasza historia) … to zapewne z powodu rozwodnienia obcymi domieszkami?

Otóż nie, drodzy rodacy. Czas już najwyższy stwierdzić, że „polskie” niekoniecznie oznacza „lepsze” i „wartościowsze”, a jak wskazuje chociażby przykład omawianej dziedziny – często nie równa się nawet „zgodnemu z polskim interesem”. „Polskie” znaczy po prostu „polskie”, co w przypadku mediów może być niestety równoznaczne z „tandetne”, „toporne”, „kłamliwe”. Rzecz jasna, polskie media mogą być także obiektywne, profesjonalne i rzetelne. Mogą, ale nie muszą – i do tego się sprowadza sedno problemu z „repolonizacją”. Nie istnieje żadna reguła narodowa, zgodnie z którą prasa, radio, telewizja czy internet dostarczać zacznie czystej prawdy. Praktyka dowodzi zasadzie wręcz przeciwnej, że manipulacje rządowe na ogół prowadzą do wynaturzeń, niczym jakość w repolonizowanej przestrzeni publicznej uosabiana np. przez redaktorów Bugałę, Hołecką, Kanię, Ziemca, Pobudzina, Janeckiego, Muchę, Pereirę i wielu, wielu (zbyt wielu) innych.

Mniejsza o konkretne nazwiska, wszak drugiej stronie, niezależnie od narodowości właściciela (amerykański TVN, polska Wyborcza, niemiecki Newsweek) również daleko do ideału. Jeśli oceniać media w Polsce apolitycznie – są nader kiepskie. Mogą być lepsze, ale do tego nie muszą być wcale polskie. Cieszę się z tych wariantów, ponieważ jako obywatel chcę mieć wybór, z czyjego materiału buduję własny światopogląd. Jeżeli niemiecka (w polskim wydaniu) oferta moje horyzonty poszerza, a rodzima krępuje coraz ciaśniej… W końcu moje to pieniądze, więc moja sprawa, komu płacę za wiadomości o sobie i świecie. Zwłaszcza, skoro państwo już mnie obciąża jednym podatkiem na "polskość". Za ponad sto złotych rocznie abonamentu RTV oczekuję przynajmniej świętego spokoju od doktryn z ubiegłego stulecia. A niechbym wtedy czerpał wiedzę o XXI wieku nawet z fal Radia Maryja, z rosyjskiego nadajnika za dalekim Uralem.

Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.