Na temat najgłupszego i najbardziej destrukcyjnego dla społeczeństwa ustroju, jaki dotychczas wymyślono, napisano wiele. Jednak nikt nie skojarzył ze sobą dotąd dwóch związku pomiędzy bolszewicko-demokratyczną propagandą oraz związanym z nią upadkiem tradycyjnych elit społecznych z równie kretyńską, bzdurną i szkodliwą propagandą hegemonii w społeczeństwie najpodlejszej, starej hołoty.
Gdy władza się znajduje w rękach narodu, wtedy tak zwana większość upoważniona jest do rządzenia i przez długi czas z tego upoważnienia korzysta; a dzieje się nie dlatego, że rację ma najprawdopodobniej większość, ani dlatego, że taki układ wydaje się najbardziej sprawiedliwy wobec mniejszości, lecz dlatego, że większość jest fizycznie najsilniejsza. Taki rząd, w którym wszystkie decyzje zależą od większości, nie może się opierać na sprawiedliwości, choćby miała być tylko taka, jak pojmuje ją człowiek. Czyż nie mógłby powstać taki rząd, w którym rzeczywista decyzja o tym, co dobre, a co złe, nie będzie zależała od rządzącej większości, ale od sumienia?[i]
Warto jednak podkreślić, że wśród europejskich myślicieli i uczonych najwyższej rangi nie ma prawie nikogo, kto osiągnąwszy wiek dojrzały, nadal wierzyłby w wyższość demokracji.[ii]
Bolszewizm jest logicznym skutkiem demokracji, kolejnym krokiem w dół ku zagładzie ludzkości.[iii]
Jeśli chodzi o moralność, to trzeba stale przypominać, że zgodnie z regułami demokracji A i B mogą połączyć siły i okraść C, C do spółki z A może obrabować B, zaś B i C mogą z kolei układać się przeciwko A itd. Nie ma to oczywiście nic wspólnego ze sprawiedliwością, lecz po prostu urąga przyzwoitości Demokraci więc zamiast cieszyć się powszechnym poważaniem powinni być traktowani z jawną pogardą i ośmieszani jako moralni hochsztaplerzy. Jeśli chodzi o gospodarczą stronę demokracji, należy nieustannie z naciskiem podkreślać, że to nie demokracja, ale własność prywatna, produkcja i dobrowolna wymiana są ostatecznym źródłem ludzkiej cywilizacji i dobrobytu.[iv]
Po pierwsze, gdyby nawet większość społeczeństwa udzielała poparcia każdemu działaniu rządu, to byłaby to zwyczajnie tyrania większości, a nie dobrowolny akt każdego obywatela. Morderstwo jest morderstwem, a kradzież kradzieżą, nieważne czy dokonane przez jedną osobę na drugiej, czy też przez grupę lub nawet większość osób na danym obszarze. Fakt, że większość osób wspiera lub akceptuje akt kradzieży, wcale niepomniejsza przestępczej istoty tego aktu ani jego niesprawiedliwości. W przeciwnym razie musielibyśmy uznać, że żadni Żydzi zamordowani przez demokratycznie wybranych nazistów nie zostali zamordowani, lecz tylko „dobrowolnie popełnili samobójstwo” – co jest groteskową, lecz logiczną implikacją doktryny „dobrowolnej demokracji”.[v]
Republikanizm pozwala jednostce przekonać siebie samą, że państwo jest jej wytworem, że działanie państwa jest jej działaniem, że kiedy państwo siebie wyraża to jednocześnie wyraża tę jednostkę, a kiedy jest gloryfikowane, to i ona jest gloryfikowana. Państwo republikańskie całą swą mocą zachęca do takiej autoperswazji, zdając sobie sprawę, że jest to najskuteczniejszy instrument zwiększania własnego prestiżu.[viii]
W przypadku władzy książęcej tylko jeden człowiek – książę – może zaspokajać swoje pragnienie cudzej własności i to właśnie sprawia, że jest on potencjalnym zagrożeniem i „złem”. Oprócz wymienionych już wcześnie czynników natury logicznej i ekonomicznej, książęce zakusy redystrybucyjne zostają ograniczone przez jeszcze jeden fakt. Mianowicie ludzie uważają na ogół redystrybucję i przywłaszczenie sobie cudzej własności za godne pogardy i niemoralne, dlatego bacznie przyglądają się działaniom księcia. Rzecz ma się zupełnie inaczej w systemie niegraniczonego dostępu do struktur władzy, tam bowiem każdemu pozwala się otwarcie wyrażać swoje zawistne pragnienie własności innych. To, co kiedyś uważane było za niemoralne, godne pogardy i zasługujące na potępienie, teraz zyskuje status uczucia w pełni usprawiedliwionego. Każdy, o ile tylko odwołuje się przy tym do ideałów demokracji, może otwarcie pożądać własności innych. Każdy także może wręcz dać upust swemu pragnieniu cudzej własności, pod warunkiem że uda mu się wejść w szeregi władzy. W demokracji zatem potencjalnym zagrożeniem staje się każdy obywatel.[ix]
Z historycznego punktu widzenia wybór księcia był kwestią szlachetnego urodzenia, a jego osobiste kwalifikacje kształtowało wychowanie w przekonaniu o przyszłej roli jako następcy tronu odpowiedzialnego za utrzymanie ciągłości rodu, jego włości i pozycji. (…) Zupełnie inaczej jest w demokracji, gdzie wybór przywódców w drodze powszechnych wyborów praktycznie uniemożliwia wejście w szeregi władzy ludziom dobrym lub nieszkodliwym. Premierzy i prezydenci wybierani są właśnie za ich wybitną skuteczność w roli pozbawionych skrupułów demagogów. Demokracja zatem praktycznie zapewnia, że tylko źli i niebezpieczni ludzie będą sięgać po najważniejsze stanowiska państwowe. Ponadto, w wyniku konkurencji i selekcji politycznej, ci zajmujący już najwyższe stanowiska będą się stawać coraz gorsi i coraz bardziej niebezpieczni, aczkolwiek jako jedynie tymczasowi zarządcy będą stosunkowo rzadko likwidowani.[x]
Gdyby wyborcy byli kompetentni, to kampania wyborcza ograniczałaby się do publikacji programu wyborczego.[xii]
Jeśli rząd jest prywatny (w ustroju monarchistycznym), król ma motywację do tego, żeby we własnym interesie kierować się dalekowzrocznością i umiarem w sferze opodatkowania i wojny. Proces cywilizacyjny będzie systematycznie opóźniany, ale siły decywilizacyjne wyrastające z władzy monarchistycznej będą zbyt słabe na to, żeby przełamać przeciwną tendencję do obniżania się stóp preferencji czasowej i wciąż powiększający się zakres rezerw poszczególnych ludzi. Tylko jeśli rząd stanowi własność publiczną (w ustroju demokratyczno-republikańskim) decywylizacyjny wpływ rządu może przybrać takie rozmiary, że proces cywilizacyjny zostanie zahamowany lub nawet przybierze kierunek przeciwny, zamieniając się w proces decywilizacyjny: konsumpcję kapitału, zawężanie horyzontów planowania i zabezpieczenia oraz postępujące zdziecinnienie i brutalizację życia społecznego.[xiii]
Wreszcie, gdy człowiek starzeje się i zbliża do kresu życia, jego stopa preferencji czasowej wzrasta. Krańcowa użyteczność dóbr przyszłych maleje, ponieważ przyszłości jest już niewiele. Maleją oszczędności i inwestycje, a wzrasta konsumpcja – co polega między innymi na nieodnawianiu dóbr kapitałowych i trwałych dóbr konsumpcyjnych.[xiv]
Nie zgodzę się z Albertem Jay Nockiem. Bardziej odpowiada mi koncepcja państwa, wg Edmunda Burke'a. Jako pogodzenie interesów jednostek. Ich wolności i przymusu. Tylko, że jak obywatele uważają, że w ich interesie leży okradać siebie nawzajem (np sprowadzając państwo do lewiatana Hobbesa). To tak to państwo będzie wyglądać. Jednostka nie żyje w próżni. Państwo nie jest tworem abstrakcyjnym w stosunku do obywateli. Jednak nijak to się ma do utożsamiania przez społeczeństwo swoich interesów z interesami państwa. Państwo służy realizacji interesów. Socjaliści to egoiści z kwiecistym językiem.
[jak można oczekiwać cnót po kimś kto żeruje na ich upadku]
EDIT: Rozwijając jazdę po Nocku i rozwijając poprzednią myśl.
"Państwo –nasz wróg”, państwo nie posiada nie tylko własnych pieniędzy, ale i własnej władzy, lecz zarówno pieniądze jak i władzę konfiskuje społeczeństwu"
Państwo nie jest tworem abstrakcyjnym to wytwór społeczeństwa. To społeczeństwo, ludzie oddają władzę, pieniądze w ręce instytucji w obrębie państwa aby osiągnąć określone cele. Tak samo wygląda w monarchii. Gdzie ludzie oddają swoje kompetencje w ręce monarchy i jego świty.
Swoją drogą zabawnie się czyta o moralności i cnocie, których upadek wśród arystokracji doprowadził do ich upadku. Torując drogę demoliberalnym bzdurom, które z kolei były pożywką dla czerwonej zarazy.
Co tylko potwierdza powyższą myśl.
Problemem libertarian jest stwierdzenie kim właściwie jest ich przeciwnik i jak należy się za niego zabrać.
EDIT2:
Pogląd na państwo wyraźnie różni konserwatystów i libertarian. O ile konserwatyści nie lubią demokracji o tyle państwo samo w sobie nie jest ich wrogiem, ani celem ataków. Świetnie to widać po zestawieniu cytatów prof. Wielomskiego z tymi anarchistycznymi, gdzie atakuje demoliberalizm, nie państwo.
EDIT3:
"średni wiek posłów według informacji zawartych na stroniehttp://www.sejm.gov.pl/sejm7.nsf/page/poslowie_poczatek_kad wynosi 50 lat."
Za ileś lat nastąpi wymiana pokoleniowa. Będzie zmiana?
-Za ileś lat nastąpi wymiana pokoleniowa. Będzie zmiana?
ja raczej obstawiam, że średnia wzrośnie do 60 a potem wymiana będzie polegać na jej spadku z powrotem w rejon 50tki ;)
Rafał Pojda Bo tak będzie. Tylko, że kolejne 50 już nie będą wychowanymi w PRLu. W ogóle samo pytanie było retoryczne, ale tyczyło się zmiany polityki państwa, niżeli samego wieku
Ma pan wg mnie dosyć nieprzyzwoite podlejcie do ludzi starszych. Ale co do zasady ma pan też zbieżne z moimi obserwacje co do zasad rządzących demokracją. Wg mnie dla demokracji dobre byłoby limitowanie zbioru wyborców tak jak się limituje wybór próbek w badaniach. Czyli wycinamy przypadki ekstremalne. W przypadku wieku uprawniającego do wyborów oznacza to brak praw wyborczych dla dzieci...jak i dla starców.
Dzieci i tak nie mogą głosować (ze stratą dla Korwina :P [sorry nie mogłem się powstrzymać])
Jednak zdajesz sobie sprawę, że i tak jest do dupy?
sorki bardzo, ale nie do końca wiecie, że właśnie Ateny były najpotęzniejszym miastem- państwem w całej Grecji i były demokratyczne. Potem Anglia, to była monarchia konstytucyjna, ale monarcha nie rządził w sposób nieograniczony i prawa wyborcze dla obywateli były( co prawda przy cenzusie majątkowym). Tak więc nie demokracja jest zła, tylko nie jest ustrojem, który może być dobry dla każdego przypadku. Dla małych jednostek administracyjnych, czyli tam gdzie jest nie więcej niż 5000 mieszkańców jest to moim zdaniem dobry ustrój. Co by nie mówić ciężko jest wynaleźć coś lepszego, bo monarchia taka jakiej zwolennikiem jest autor tego artykulu to nie jest dobry pomysl, Wystarczy tylko popatrzyć na to jak rządził Ludwik 16 we Francji lub u nas Mieszko 2. A przecież mieli praktycznie nieograniczoną władzę.
Warto sobie zadać pytanie kto faktycznie wybierał rządzących w atenach, i kto był obywatelem. Demokracja ze wszystkimi swoimi wadami ma te zalete ze polityka nieudacznika mozna odsunac od władzy. Króla nie... no chyba, że metodami siłowymi ;)