Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Przemeblowanie w burdelu.

Zbliża się kolejna już rekonstrukcja polskiej sceny politycznej. Po raz kolejny nikt jednak nie pyta Polaków o zdanie, a przemeblowanie ma na celu uniemożliwić urządzenie Polski zgodnie z interesem Polaków.

Przemeblowanie w burdelu.
Kiedy Monika Olejnik mówi premierowi, że wszyscy dziennikarze są przeciwko niemu staje się oczywistym, że czas PO dobiegł końca. W najbliższych latach czeka nas przemeblowanie na polskiej scenie politycznej. Każdy kto kiedyś próbował przemeblować mieszkanie już urządzone wie, że taki proces nie może się odbyć bez tymczasowych ustawień. Kanapa w kuchni, kredens w przedpokoju, czy lodówka w sypialni... to wszystko są obrazki, które możemy zobaczyć w trakcie klasycznego przemeblowania.

Jest bardzo prawdopodobne, że czekają nas wcześniejsze wybory. Leży to w interesie światowych decydentów. Jeżeli bowiem wybory miałyby się odbyć dopiero na jesieni 2015 polska scena polityczna mogłaby nabrać niekontrolowanego kształtu. Nie ulega wątpliwościom, że najbliższe wybory wygra PiS. Jest całkiem prawdopodobne, że do wyborów pójdzie w koalicji z PR i SP. W ten sposób, w przypadku totalnej destrukcji PO ma szansę na samodzielne rządy... przez maksimum dwa lata. Później czeka nas kolejny kryzys parlamentarny, kolejny rozpad koalicji rządzącej i kolejne przewczesne wybory. To bowiem leży w interesie światowych decydentów.

Kraj, w którym dwa kolejne rządy kończą kadencję przed terminem, jest uważany za niestabilny politycznie. To doskonały powód dla obniżenia ratingów, wzrostu kosztów obsługi zadłużenia oraz szeregu innych działań, których głównym efektem jest zarobienie dużych pieniędzy kosztem polskiego społeczeństwa.

Niezależnie od tego, czy wybory odbędą się jesienią 2015, czy też wcześniej, nie ma szans na to, by obóz prezydencki zbudował do tego czasu partię polityczną o poparciu umożliwiającym wygraną w wyborach. Niezależnie od usłużności mediów, taki proces jest zwyczajnie niemożliwy. Jakkolwiek Donald Tusk jest już politycznym trupem, w umysłach sporej części lemingów stanowi on jedyną alternatywę dla Kaczyńskiego. Nie jest on też gotów zrezygnować z walki, co o dziwo całkiem dobrze o nim świadczy. Oznacza to bowiem, że ludzie stojący za kulisami polskiej polityki nie mają na niego wystarczająco mocnych haków, by pogrążyć go zupełnie w okresie kilku miesięcy.

Obóz prezydencki równocześnie nie stanowi wystarczającego gwaranta dla elit rządzących światem. Podczas gdy PO stanowiła twór będący kompromisem między grupami interesów, gwarantującym zachowanie odpowiednich proporcji wpływów, obóz prezydencki takich gwarancji nie daje. To natomiast oznacza, że do przejęcia rządów potrzebuje koalicjanta, a ani PSL, ani SLD nim być nie mogą, gdyż nadal nie zapewniłoby to równowagi. Jak pokazały wybory do parlamentu europejskiego, takiego koalicjanta w Polsce nie ma.

Wiele osób zastanawia się, dlaczego afera taśmowa nie wybuchła przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Dla wielu jest to dowód, że za aferą stoi Rosja. Nie przemawia do nich to, że taśmy opublikowała gazeta należąca do grupy kapitałowej, której nijak o rosyjską zależność posądzić nie można. W istocie, wybory do parlamentu europejskiego stanowiły swego rodzaju badanie opinii publicznej. Bezpośrednie rozpoznanie walką, która miała na celu ustalenie dalszego porządku rzeczy. Po wyborach do PE sytuacja się bowiem całkowicie wyklarowała.

W najbliższych wyborach wygra PiS w koalicji z PR i SP. Uzyskają prawdopodobnie około 40% głosów. Nie przypuszczam, by obóz prezydencki do tego czasu zechciał stworzyć partię polityczną. Oznacza to, że drugi wynik uzyska PO, na poziomie 20-25%. Do tego oczywiście dojdzie SLD z poparciem na poziomie 12%. Niepewny pozostanie los PSL i KNP. Przypuszczam jednak, że obie te partie dostaną się do parlamentu z poparciem niewiele wyższym od progu wyborczego. Wejście KNP zapewni PiSowi potencjalnego koalicjanta na wypadek, gdyby Donald Tusk zbytnio się opierał przed posłaniem go na polityczną emeryturę i w efekcie PiS nie był zdolny do samodzielnego (oczywiście samodzielnego jako koalicja wyborcza z PR i SP) stworzenia rządu.

Jeżeli Jarosław Kaczyński nie zgodzi się na współpracę z Gowinem, Kowalem i Ziobrą to z całą pewnością będziemy mieć do czynienia ze sztucznym pompowaniem tych trzech. Wykluczona jest bowiem sytuacja, by PiS mógł faktycznie rządzić samodzielnie. Nie po to wysadzają Donalda z fotela. Może się wtedy okazać, że obóz prezydencki jednak będzie budować w podskokach partię polityczną, by przejąć głosy zrażonych do PO. Jest to jednak mało prawdopodobne. Nie przeprowadzano by bowiem takiej akcji, jak afera taśmowa, bez planu na dalsze działanie.

Budowa wspólnego frontu Kowala, Gowina i Ziobry z Jarosławem Kaczyńskim (tak, osoba Kowala w tym układzie jest najważniejsza), w odróżnieniu do poprzednich rządów PiS nie ma na celu eliminacji przystawek. Koalicja ta jest tworzona w ściśle określonym celu częściowej marginalizacji PiS. Przypuszczam, że poparcie dla PiSu w kolejnych wyborach (2016? 2017?) będzie oscylować w granicach 15%. Takie zapewne są cele grup mających wpływy w Polsce. Z takim poparcie JK będzie mógł dotrwać do własnej śmierci, która ostatecznie zakończy żywot PiSu na polskiej scenie politycznej. W wyborach tych nie będzie już startować PO. Odejdzie w całkowity niebyt polityczny tworząc miejsce dla obozu prezydenckiego, który uzyskując około 25% zwycięży w wyborach. Jako koalicjanta będzie mieć odbudowany SKL, z Kowalem na czele, a prawdopodobnie również z poparciem Jana Marii Rokity. Niewiadomą dla mnie pozostaje poparcie dla Korwina i spółki. Jest wielkie prawdopodobieństwo, że do tego czasu uda mu się skompromitować doszczętnie, jednak takie rozwiązanie będzie niebezpieczne z punktu widzenia dalszego kształtu sceny politycznej. Stworzy to bowiem miejsce dla kolejnej partii reakcyjnej, która w dobie internetu może zbytnio urosnąć w siłę, tworząc realne zagrożenie dla zamierzonego kształtu polskiej sceny politycznej. Służby jednak, wraz z grupami interesów mają nadal na tyle mocną pozycję, że mogą wystrugać z banana następcę Korwina (który do 2017 może być już niezdolny do pełnienia funkcji publicznych z racji wieku).

W całej układance oczywiście pomiąłem Palikota i Kwaśniewskiego. Wybory do PE pokazały bowiem wprost, że są oni już całkowicie skończeni jako politycy w Polsce. Nie uwzględniłem również RN, ponieważ w chwili obecnej nie ma on możliwości zbudowania wystarczającego poparcia by dostać się do parlamentu, może natomiast stanowić przysłowiowego banana, który zajmie miejsce Korwina.

Na koniec zagadka. Czyje interesy reprezentować będzie Kowal z Gowinem?
Data:
Kategoria: Polska
Tagi: #wybory #PO #PiS #układy
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.