13 grudnia eurodeputowany SLD Wojciech Olejniczak wziął udział w śniadaniu w Radiu ZET. Nie jadł, tylko mówił.
- Dla mnie – oświadczył – generał Jaruzelski nie jest bohaterem. Ja oczywiście niewiele pamiętam, ale analizując ówczesną sytuację…
Z tej analizy wyszło panu posłowi, że sytuacja była wtedy fatalna. Co więcej rozumem własnym doszedł do wniosku, że to nie strajki doprowadziły do gospodarczego spustoszenia, tylko knowania ówczesnej władzy.
- Ludzie chcieli pracować, ale nie mogli. I to obciąża ówczesną władzę. Dziwię się niektórym moim kolegom, którzy chcą ten stan bronić… To też słowa gwiazdy SLD.
Bardzo przepraszam pana Generała, że często i dobrze mówiłem mu swego czasu o Olejniczaku. Przepraszam wszystkich wyborców i zwolenników lewicy, że w ogóle utorowałem mu drogę do kariery politycznej. Bardzo proszę już nigdy więcej nie krępować go swoimi głosami. Nie wiem tylko doprawdy, co poradzić, żeby mogli Państwo teraz odróżnić pana Wojtka od pana Bielana, pana Szczygły i całej tej pisowskiej hałastry porównującej człowieka, który uchronił Polskę przed morzem krwi, zesłańca i frontowego żołnierza do hitlerowskiego zbrodniarza Demianiuka.
Wszystko, co mogę zrobić, to dać świadectwo, że ojciec europosła dał się poznać jako naprawdę porządny człowiek. Był członkiem egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Skierniewicach, przodującym rolnikiem, który pracował, co sił, żeby w sklepach był nie tylko ocet. Miał szczęście – mógł siać, orać i zbierać, bo nie miał wokół siebie „Solidarności”. No i Wojtuś był jeszcze malutki, ot taki chłoptaś w krótkich spodenkach.