Jego wściekłość pogłębił fakt, że został naciągnięty na prawie "dwie stówy" przez "cwaniaków z Warszawy", którzy przysłali mu blankiet do wpłaty, stwarzając złudzenie, że jest to opłata za wpis do Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG).
Tydzień temu Pani Premier Szydło i jej ministrowie przedstawili "audyt" ośmioletnich rządów PO-PSL.
W stu procentach i w "całej rozciągłości" zgadzam się z przedstawionym obrazem.
Zgadzam się z Panią Premier Szydło, że za rządów tamtej formacji – zresztą podobnie, jak przez wiele, wiele lat wcześniej - "Polacy byli bezkarnie okradani", a oni (rządzący) "przyglądali się temu bezczynnie".
Tak się jednak jakoś dziwnie złożyło, że tego samego dnia (11.05.2016 r.), kiedy przez cały dzień "cała Polska" mogła oglądać spektakl rozgrywający się w Sejmie, otrzymałem list... z Centralnej Ewidencji Firm i Działalności Gospodarczych z pismem opatrzonym na górze wielką, czerwoną pieczątką oraz z pięknym, gotowym blankietem do wpłaty na 148 zł i z wyznaczonym terminem płatności do 16.05.2016 r.
W pierwszym zdaniu zostałem poinformowany, że:
"W związku ze złożeniem wniosku dokonano wpisu firmy (.....), NIP (....), REGON (....) do CENTRALNEJ EWIDENCJI I INFORMACJI O DZIAŁALNOŚCI GOSPODARCZEJ".
A następnie, że:
"Na podstawie art. 2 ustawy z dnia 2 lipca 2004 r. (Dz. U. Nr 47, poz. 278, z późn. zm.1), została utworzona Centralna Ewidencja Firm i Działalności Gospodarczych".
Dziennik Ustaw nr 47 z 2004 roku nie zawiera poz. 278, ani nie zawiera ustawy z 2 lipca 2004 roku.
Dziennik Ustaw nr 47 z 2004 roku zawiera akty prawne z lutego – marca 2004 roku.
Z 2 lipca 2004 roku jest ustawa.... "o swobodzie działalności gospodarczej".
Ustawa "o swobodzie działalności gospodarczej" nie jest podstawą utworzenia Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEDIG.
Ustawa o "swobodzie działalności gospodarczej" może być natomiast, jak najbardziej, podstawą utworzenia wielu różnych "prywatnych" "ewidencji", "zestawień", "rejestrów" itd., w tym takich, jak "Centralna Ewidencja Firm i Działalności Gospodarczych", od której dostałem pismo, mające stworzyć złudzenie, że mam obowiązek zapłacić 148 zł, w związku z dokonanym przeze mnie wcześniej zgłoszeniem działalności gospodarczej.
Oczywiście, moje zgłoszenie nie miało nic wspólnego z tą "ewidencją". Co więcej, nie życzę sobie być ujęty w tej "ewidencji".
Tym bardziej nie jestem zainteresowany dokonywaniem jakichkolwiek opłat za jakieś bzdurne wpisy w tej "ewidencji".
Jestem przekonany, że co najmniej 99 procent osób spośród tych, które dały się nabrać i dokonały wpłaty, także nie wpłaciłoby ani złotówki, gdyby byli świadomi, że:
wpis do Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEDIG) jest darmowy;
wpłata, której dokonali, nie ma nic wspólnego z wpisem do tej ewidencji.
Rzeczywistość jest jednak taka, że każdego miesiąca tysiące osób, które rozpoczęły działalność, dokonuje wpłat na konto wyżej opisanych spryciarzy, a potem zgrzyta zębami, gdy się dowiaduje, że zapłacili de facto za nic – za wpis do bezwartościowej dla nich "ewidencji".
A rządzący przyglądają się temu nadal bezczynnie!
W piśmie, które otrzymałem, są, na przykład, takie zapisy:
"Opłata jest jednorazowa i obowiązkowa, aby dane Państwa firmy zostały wpisane do Centralnej Ewidencji" .
I takie:
"Niniejsze pismo zostało sporządzone i przesłane zgodnie z art. 66 § 1 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 roku – kodeks cywilny (tj. Dz. U. z 2014 r. poz. 121 z późń. zm. )
Brzmi "urzędowo"?
Dla laika (nie–prawnika), jak najbardziej.
I o to "biega" w całym tym "piśmie".
(Art. 66 § 1 kodeksu cywilnego jest taki: "Oświadczenie drugiej stronie woli zawarcia umowy stanowi ofertę, jeżeli określa istotne postanowienia tej umowy").
Obraz przedstawiony przez Panią Premier Szydło i jej ministrów miał być "porażający".
I taki był!
Przez 8 lat rządów poprzedniej ekipy my, Polacy, w wyniku wypompowywania "kasy" z Polski, a także w wyniku niegospodarności, niekompetencji, korupcji, złodziejstw, oszustw itp., itd., zostaliśmy okradzeni na dziesiątki lub nawet na setki milardów złotych.
Tyle tylko, że - jak widać na powyżej przedstawionym przykładzie - okradani jesteśmy nadal!
I wracając do sprawy ZUS-u – nadal jesteśmy "leczeni" z chęci samodzielnego zadbania o swój los poprzez zaporowe składki na tę instytucję. W przypadku drobnej działalności oderwanie składek od osiąganych dochodów powoduje, że ludzie mają "wybór":
albo działać "na czarno" (co wielu robi, aby przeżyć);
albo zrezygnować/nie podejmować działalności (co wielu także robi, bo nie chce ryzykować).
To nie jest NORMALNE!
Kilka dni temu, podsumowując 6 miesięcy swoich rządów Pani Premier Szydło powiedziała, miedzy innymi: "Pamiętajmy o tym, że władza powinna kierować się przede wszystkim interesem obywateli" oraz: "Obywatele będą rozliczać rząd z jego pracy".
Biorę te zapewnienia o "kierowaniu się interesem obywateli" przez rząd za dobrą monetę. Ot, taki "zakład Pascala"!
Dlatego powstał ten tekst.
I dlatego powstaną następne teksty, w których będę opisywał "przyziemne", konkretne przykłady masowego okradania Polaków (także te sygnalizowane przeze mnie już wcześniej, np. w książce: "Postmonarchia czy demokracja?", 2013 r.).
Problem w tym, że nie bardzo wierzę, żeby rząd PiS w sposób radykalny ukrócił to masowe złodziejstwo dokonywane dzień w dzień w naszym kraju.
I to nie dlatego, że nie wierzę w dobre intencje Pani Premier Szydło!
Chcę wierzyć!
Rzecz w tym, że to masowe złodziejstwo dzieje się w dużej mierze w "majestacie przepisów".
Przecież pismo, zaprezentowane przeze mnie powyżej, jest tylko "ofertą"!
Przecież "e-sąd", setkami tysięcy stemplujący orzeczenia, w których nakłada na obywateli obowiązek określonych świadczeń - bez sprawdzenia, czy są podstawy do ich nałożenia - działa "legalnie".
Podobnie, jak firmy windykacyjne, komornicy...
Podobnie, jak firmy telekomunikacyjne, banki...
(Ale o tym w następnych tekstach)
Współczesne państwa, w tym Polska, przypominają ogromne folwarki/latyfundia.
W tych folwarkach ich prawni właściciele, czyli ogół obywateli, zostali w większości zamienieni w pańszczyźnianych chłopów, "dojonych" bez litości przez zarządców tych folwarków (kiedyś nazywanych "ekonomami") oraz przez różnorakiej maści geszefciarzy, krajowych i zagranicznych, z którymi zarządcy tych folwarków powiązani są różnorakimi interesami, zarówno o charakterze "publicznym", ale też wcale często o charakterze jak najbardziej prywatnym.
Oczywiście, współczesne państwa nie są też "demokracjami" - jeśli pod tym pojęciem będziemy rozumieli ustrój podobny w swej istocie do ustroju np. starożytnych Aten z V i z dużej części IV w. pn.e, gdzie władzę w państwie (w polis) sprawował ogół obywateli(de facto ich męska część).
Swą władzę ten ogół obywateli sprawował stale i ciągle.
Bezpośrednio, w ramach zgromadzenia obywateli (błędnie nazwanego w przeszłości i błędnie nazywanego nadal "zgromadzeniem ludowym").
I pośrednio – poprzez wybranych urzędników, którzy byli cały czas pod stałą kontrolą obywateli i którzy w każdej chwili mogli być przez tych obywateli odwołani, a nawet skazani na banicję (na wygnanie).
(Więcej na ten temat, na przykład w artykule: «Tak zwana "demokracja" – największy przekręt wspólczesności»
http://naszeblogi.pl/47072-tak-zwana-demokracja-najwiekszy-przekret-wspolczesnosci
lub w książce: "Demokracja", 2013 r.)
We współczesnych państwach – fowarkach obywatele nigdzie nie rządzą, ani nie sprawują władzy.
W niektórych z tych folwarków obywatele mogą natomiast wybrać sobie zarządców.
I tylko tyle.
Te państwa, w których obywatele mają możliwość, mniej lub bardziej realną, wybrać sobie zarządców, nazywane są "demokracjami" (zgodnie, zresztą, z definicją "demokracji" J. Schumphetera)
Rzecz w tym, że nawet w tych folwarkach, gdzie wybór zarządców ma pozory "prawdziwego" wyboru, dotychczasowi (rządzący wcześniej) zarządcy tych folwarków dbają (poprzez odpowiednią konstrukcję systemu wyborczego, dostęp do kasy z budżetu, zawłaszczenie mediów itd.), aby władza, bez względu na wynik tego wyboru, pozostała w kaście zarządców.
Tak jest w Rosji, gdzie wyborcy mogą swobodnie wybrać sobie władcę: Putina lub... Putina.
Tak jest w USA, gdzie wyborcy mogą wybrać sobie oligarchów: skupionych w Partii Konserwatywnej lub tych skupionych w Partii Demokratycznej.
Tak jest w Wielkiej Brytanii i tak jest we Francji.
(Więcej, na przykład, w art.:
"Klęska Frontu Narodowego, czy totalna kompromitacja Francji?"
http://naszeblogi.pl/59567-kleska-frontu-narodowego-czy-totalna-kompromitacja-francji
2) «"JOWy" - czyli (J)awne (O)szustwo (W)yborcze»
http://naszeblogi.pl/54947-jow-y-czyli-jawne-oszustwo-wyborcze)
Tak jest też w Polsce.
Cieszę się, że Pani Premier Szydło głosi, że (...) władza powinna kierować się przede wszystkim interesem obywateli" .
Rzecz w tym, że podstawowego interesu nas, obywateli, Pani Premier Szydło nie zrealizuje. Nie ma na to najmniejszych szans.
Podstawowym bowiem interesem nas – obywateli, suwerenów w swym kraju (więcej na ten temat w książce: "W poszukiwaniu suwerena. Czy każdy z nas jest suwerenem?", 2009 r.) jest uzyskanie możliwości ciągłego i stałego sprawowania władzy: bezpośrednio (np. poprzez referenda) i pośrednio, poprzez naszych faktycznych posłańców, których, jeśli nam się nie spodobają – będziemy odwoływać.
(Więcej, na przykład, w art.:
"Obalmy w końcu,kuźwa, ten ustrój (c.2) – Posłów powołuję - odwołuję" http://naszeblogi.pl/55380-obalmy-kuzwa-ten-ustroj-cz2-poslow-powoluje-odwoluje;
"Postmonarchia – obalmy w końcu, kuźwa, ten ustrój" http://naszeblogi.pl/55315-postmonarchia-obalmy-w-koncu-kuzwa-ten-ustroj )
Jeżeli Pani Premier Szydło rzeczywiście chce się kierować w swym działaniu interesem nas, obywateli, to jej działania powinny, co najmniej, zmierzać:
do poprawy funkcjonowania tego naszego folwarku jako całości, aby wskazani wcześniej "geszefciarze", zagraniczni i krajowi, mieli mniejsze, a nie większe, możliwości "dojenia" nas – obywateli;
do powiększania naszych możliwości samodzielnego dbania o swoje sprawy, czyli o powiększanie sfery faktycznego wykonywania przez nas naszej suwerenności.
1 maja b.r. weszła w życie ustawa "o kształtowaniu ustroju rolnego". Ustawa, jak najbardziej, konieczna, aby ukrócić wykup ziemi rolnej przez różnego typu cwaniaków, zagranicznych i krajowych, często działających poprzez podstawione "słupy" oraz poprzez "firmy – wydmuszki", tworzone tylko po to, aby obejść istniejące przepisy (np. obowiązek uzyskiwania zgody na zakup).
Ustawa niezbędna także po to, aby w Polsce "ustrój rolny" nie był zdominowany przez ogromne latyfundia, ale żeby był oparty o rodzinne indywidualne gospodarstwa rolne, o powierzchni możliwej do zagospodarowania głównie siłami tej rodziny.
Jest to ważne także dlatego, że jest ostatni czas, aby dobra polska żywność była nadal dobrą żywnością, a nie przemysłową paszą, naszpikowaną truciznami.
Jeszcze kilkanaście lat temu w każdej gminie była przynajmniej jedna masarnia, w której można było kupić naturalne, świeże wędliny, które miały w sobie mięso, a nie mom, czy inny chłam..
Dzisiaj po tych masarniach nie pozostał nawet ślad, a o tym, co kupujemy w sklepach, najłatwiej możemy się przekonać, kiedy wrzucimy na patelnię "dobrą" "szynkę" i kiedy zobaczymy, co zostaje z niej (także wagowo) po wypłynięciu z niej śliskiej mazi.
Podobny proces, jaki dotknął lokalne masarnie, rozgrywa się obecnie z lokalnymi piekarniami. Dominacja marketów, sprzedających "świeżo pieczony" "chleb" (najczęściej z z mrożonego miesiącami ciasta, naszpikowanego przy tym różnorakimi "polepszaczami") powoduje, że każdego roku ubywa tych lokalnych piekarni coraz więcej. A te, które jeszcze są, coraz częściej są zmuszone dostosować swoje wyroby do "pieczywopodobnych" produktów, aby nie odstawać cenowo od konkurencji.
Ustawa "o kształtowaniu ustroju rolnego" powinna być więc początkiem przywracania w Polsce normalności w produkcji żywności. Problem polega na tym, że oprócz rozwiązań koniecznych i pro-narodowych, ustawa zawiera też rozwiązania partackie.
I co gorsza – godzące w interes setek tysięcy obywateli. Tych, dla których często cały dorobek życia to dom na niewielkiej działce, ale, na ich nieszczęście, mającej status "nieruchomości rolnej".
Do 1 maja b.r. taki status ich działki nie miał większego znaczenia. Taką nieruchomość bez problemu można było sprzedać (rzecz jasna, gdy był kupiec). Najczęściej cena tej nieruchomości była wynikiem wartości budynków, w mniejszej części wynikiem wartości działki.
Od 1 maja b.r. sprzedaż domu (czyli nieruchomości zabudowanej) nawet, na najmniejszych, kilkusetmetrowych działkach, jeśli ta działka ma status działki rolnej, jest procesem wysoce skomplikowanym, a może być też procesem niemożliwym do zrealizowania.
Na szczęście prawa pierwokupu do nieruchomości rolnych o pow. do 1 ha nie ma Agencja Rynku Rolnego, bo koszmar właścicieli byłby jeszcze większy.
Ale za to prawa pierwokupu ma każdy sąsiad, jeśli jest rolnikiem indywidualnym.
Problem w tym, że:
notariusz nie wie, czy dany sąsiad jest rolnikiem indywidualnym, więc do każdego sąsiada musi wystąpić z odpowiednim wezwaniem, w tym do przedstawienia dokumentów niezbędnych, zgodnie z ustawą, do ustalenia czy dana osoba jest rolnikiem indywidualnym;
nawet gdyby notariusz "prywatnie" wiedział, że żaden z sąsiadów nie ma prawa pierwokupu, to i tak musi przeprowadzić powyższą procedurę;
w wielu przypadkach działki sąsiednie mogą mieć nieregulowane kwestie własnościowe, np. ze względu na brak przeprowadzonego postępowania spadkowego, do kogo więc notariusz ma wysłać wezwanie?;
itd.
Blokowanie przez państwo możliwości zbywania niewielkich zabudowanych (całkowicie lub częściowo) nieruchomości rolnych nie ma żadnego uzasadnienia ani pro-narodowego, ani społecznego. Co więcej, jest dla państwa, czyli dla interesu ogółu obywateli, szkodliwe, bo pozbawia państwo wpływów z podatków od transakcji i wpływów od podatków od innych czynności związanych z tymi
transakcjami.
Rzecz w tym, że powyżej opisane rozwiązania, wprowadzone ustawą "o kształtowaniu ustroju rolnego", są dramatem dla tysięcy osób. Dla tych wszystkich, którzy z okreslonych względów, na przykład rodzinnych, chcieliby sprzedać dorobek swojego życia i przenieść się gdzieś indziej.
Przez tę ustawę zostali "przywiązani do ziemi".
Jak pańszczyżniani chłopi.
Pani Premier Szydło – to na pewno nie jest działaniem w interesie obywateli!
Ani ogółu obywateli!
Ani poszczególnych "Kowalskich".
Całego "folwarku", aby przestał on być "folwarkiem", nie jest Pani w stanie przebudować.
Może jednak poprawić Pani funkcjonowanie tego folwarku tak, aby w nim nasze - obywateli interesy były relizowane lepiej (bardziej), a nie gorzej (mniej).
Podpowiadam - w przypadku powyżej przywołanej ustawy "o kształtowaniu ustroju rolnego" wprowadzenie, w drodze noweli, do tej ustawy jednego tylko zdania: "Ustawa nie dotyczy przenoszenia własności nieruchomości rolnych zabudowanych całkowicie lub częściowo o powierzchni do 1 hektara" będzie w interesie setek tysięcy obywateli.
Z korzyścią dla ogółu obywateli.
Sprawdzam!
.......................................................................
Inne artykuły autora na: