KWIATY POLSKIE
"BUKIETY WIEJSKIE JAK WIADOMO"
Stały się życia mego tchnieniem,
Gdy kart ich miody poznawałem
I wyczuwałem ich dążenie.
One swą wonią wiecznie trwają
I nigdy też nie przemijają.
One mi wszystko przesłaniają,
Niczego też nie pomijają,
Ni piękna mowy mej ojczystej,
Tej mojej rodnej, tej z nad Wisły,
Ani bogactwa wszelakiego,
Tego godnego i wielkiego.
Te karty są jak las co szumnie
Przez życie wzywa kroczyć dumnie,
Z wysoka czołem podniesionym,
Pod błękit nieba podnoszonym.
Owe stokrotki i rumianki
Zdobiące sobą panien wianki,
Owe narcyzy i rezedy
Jak gdyby chciały sobą z biedy
Wyrwać, zamienić własny smutek
Na inny kolor - niezabudek.
Albo te róże, piękne dumne,
O innych kwiatach tu nie wspomnę,
Jak za dotknięciem czarodziejskiej róźdźki
Zmieniają się tu w kwiaty skromne,
Uczące w kwiatów swych skromności
Miłości, wiary i polskości,
I jako symbol tej miłości
Myślą o Zosi Opęchowskiej.
Tak - "Kwiaty" wzywają w swym rozumie
Przez życie kroczyć polsko - dumnie!
PACHNĄCA RÓŻY...
Pachnąca róży poziomkami
Odwracam wzrok i widzę ciebie
Mieniącą tęczy się blaskami
Tęczy powstałej samej z siebie.
Przymykam oczy, widzę jasność,
Oczy otwieram nieboszczytem
I w tej poświacie chciałbym zasnąć
I zbudzić się twym jasnym świtem.
Śpiewnym odruchem twarz swą zmieniasz
Twym nagim szczytem obnażonym,
Jak księżyc złotem się odmieniasz,
Złotem twym, pięknem rozognionym.
Dla ciebie żniwne polne kłosy,
Dla mnie twa rozkosz uskrzydlona,
Dla ciebie ramion mych osłona,
Dla mnie kropelki rannej rosy.
RAJSKA RÓŻA
Ty rajska różo, co płatkami
Inaczej pachniesz niż na ziemi,
Jakimi zwać cię kolorami,
Gdy jesteś inna od czerwieni?
Gdy w raju pachniesz tak jak umiesz,
W jakim łodygi masz kolorze?
Czy ziemskie róże też rozumiesz,
Gdy w raju błyszczą ziemskie zorze?
Czy kwiatów jesteś tam królową
Rajskich zapachów pachnąc dumą?
I czy odmieniasz się na nowo
Gdy innych kwiatów jesteś chlubą?
O czym śpiewają rajskie ptaki
Widząc twe wszystkie wspaniałości?
Czy też tam kwitną polne maki
Dla odróżnienia twej wielkości?
Jak chciałbym zdobyć taką różę
I mej jedynej ofiarować,
Bo ona w rajskiej swej naturze
Nie może z inną konkurować.
NA NIEBIE WIECZORNYM...
Na niebie wieczornym
Miasto jest odbite,
I światłem przekornym
Zaigra z błękitem.
Tłum się tłumem wciska
W zapadń rozpadliska,
Myśli, że szczęśliwy,
Tłum ten nieszczęśliwy.
Dni mi spowszedniały
W niedzielne ulice,
W oczy przerdzewiałe
Patrzą kamienice.
Tynki popękane
Z duszy odpadają,
Serca rozerwane
Samotnością łkają.
Nieba zachmurzone
Gwiazdy przesłaniają,
Parowy zmienione
W grzęzawiskach trwają.
Struny przemodlone,
Miasta ćmą zaćmione,
Wichry zadymione
W żale przemienione.
Twarze odmienione
W oblicza nieznane,
Miasta śpią utkwione,
W smutkach pogrążone.
Trwa w swojej marności
Świat już spopielały,
Tkwi w mojej nicości
Cień znieruchomiały.
NA UKWITŁEJ ŁĄCE...
Na ukwitłłej łące
Pośród pól bławatów,
Panny śpiewające
I niebu i światu.
I w bezmiarze wonnym,
W postaciach swych tkwiące,
W błyskcieniu powolnym,
Panny śpiewające.
Trzymające ręce,
W zachwycie swym drżące,
Popłakują zwiewnie,
Panny śpiewające.
Nie uśnięte rosą
Na trawiastej grządce,
Nuty swe wywodzą,
Panny śpiewające.
Na poły tęskniące,
Na poły tańczące,
I niebu i światu,
Panny śpiewające.
Mrugające zielem,
W ołtarza kościele,
Tak jak w kwietnej łące,
Panny śpiewające.
I sobie i światu,
Pąkami granatu,
Już nic nie czujące.
Panny zachodzące.
Te wrześniowe nieba,
Pamiętna potrzeba,
Głośnie swe przedarły,
Panny już umarłe.
BRATEK
Taki mały
Taki biały
Taki drżący
Taki chcący
Taki zwinny
I niewinny
Taki inny
I dziecinny
Taki wonny
Taki chłonny
Taki kwiatek
Zwykły bratek
Na mej dłoni
Przy twej skroni
CZEREŚNIE
Za późno już za późno
Na szepty wiosen plecionych łąk
Za późno już za późno
Słońce się zmienia w księżyca krąg
Za późno już za późno
Na szczebiot ptaków miłosną pieśń
Za późno już za późno
Nadchodzi mrok zachodzi dzień
Za późno już za późno
Na lilij wodnych zerwany kwiat
Za późno już za późno
Na próby wskrzeszenia minionych lat
Więc może jeszcze raz od nowa
Zerwiemy sadu kolczyków czereśnie
I może jeszcze nasza rozmowa
Szepnie za wcześnie miły za wcześnie
KWIACIARKA
Sprzedaje kwiaty
Świeżo zerwane
Jak poematy
Świeżo pisane
Bukiety przystraja
Bieleń z purpurą
Zieleń nastraja
Martwą naturą
Bukiety polne
Bukiety wiejskie
Róże dowolne
Wiejskie i miejskie
Kwiaty składane
Przez ogrodnika
Świeżo podlany
Kwietny unikat
Bzy zapłakane
Maki z purpurą
Żółcień zmieszany
Z kwietną tincturą
W tych kwiatach miejskich
Nie ma stokrotek
I czarodziejskich
Wiejskich błyskotek
Są róże dumne
Bez wody marne
Lecz nie spotkałem
Tam róży czarnej
Sprzedaje kwiaty
Kwiaciarki zapach
Ja poematy
Piszę o kwiatach
MACIERZANKA
Późną nocą chłodnym rankiem
W przeźroczystym śnie ukryta
Pachniesz rosą macierzanko
Ale nigdy nie zakwitasz
Raz się wijesz nad potokiem
Potem giniesz w cieniach gaju
I spoglądasz wonnym okiem
Jak się księżyc zmienia majem
Jaka jesteś macierzanko
Gdy samotnie w dal spozierasz
Spleć mi skronie słońca wiankiem
Gdy nadejdzie czar wesela
Bo ty jesteś wszak panienką
Tylko zieleń czas ukoi
Gdy zapachnie wokół miętą
Gdy się rycerz zjawi w zbroi
I odpowiesz mu zapachem
Gdy o zieleń twą zapyta
Że go kochasz babim latem
Ale nigdy nie zakwitasz
SZTUKI PIĘKNE
Maluję wiersze
I piszę kwiaty
Myśli najszczersze
Me poematy
Wiersze malować
Nie żadna to sztuka
Ale kwiaty śpiewać
Co serce wystuka
I tak to wonią
Wiersze powstają
I malarską tonią
W poezji swej trwają
Kwiaty swawolne
Chabry goździki
Róże dowolne
Kwietne promyki
Wiersze maluję
I piszę kwiaty
Bo moja dusza
To poematy
LWOWIANCE
W palecie barw żeś zagubiona
Jak tedy w płótnie cię odtworzyć,
Jak włosom nadać dźwięk wyśniony
Jak wargi twe w purpurę złożyć.
Jak upodobnić cię do Lwowa
I miasta twego kamienice
W monumentalnym tańcu wzrosłe
Jak Orląt Lwowskich niezdobycie.
Jak ruchem jednym cię zbłękitnić
Jak sztafaż wpleść w twych łąk krainę,
Jak oddać woń kwitnącej wiśni,
Jak przeobrazić cię w malinę.
Oczy chabrami twe rozjaśnić
Dłonie zaś haftu obrysami
A twarzy owal tak utrwalić
Aby zapachniał w krąg różami.
Lecz jakże barwy te wydobyć
Kiedy w palecie są uśpione,
Jak delikatnie Lwów odsłonić
W twe lwowskie piękno nieskończone.
BYŁAŚ MI PANNĄ...
Byłaś mi panną
Zielną dziewanną
Słońca purpurą
Żywą naturą.
Gdy się w topolę
Już wtopoliłaś
Smukłością swoją
Słońce zaćmiłaś.
A jak kwieciłaś się
Nadkwieciście
Na pozór w srebrze
W sensie złociście.
A jak śpiewałaś,
A jak szeptałaś
I jak płakałaś
To pokochałaś.
I złotem srebrzysz,
I srebrem złocisz,
Stąpasz po ziemi
Pod niebo wznosisz.
Strzeliście – modro,
Jawnie – błękitnie,
Ty jesteś dobro
Co nie przekwitnie.
RÓŻE NIESKOŃCZONE
Spostrzegłem cię w oddali
Z naręczem śpiewu wiosny,
Owal księżyca blady,
I dumne szumem sosny.
Szłaś giętka i sprężysta,
W zieleń się zamieniałaś,
Powłoką nieprzejrzystą
Się oddalałaś.
Chciałem uchwycić wzrok twój,
Choć skrawka wiosny tchnienie,
I nagle mały powój
Zakrył mi twe spojrzenie.
A ty zbierałaś kwiaty,
Zwyczajne kwiaty wiejskie,
Tak jak przed wielu laty,
Wręczyłem ci róże miejskie.
Być może jeszcze trwają,
W twym sercu zasuszone,
I wciąż się oddalają,
Te róże nieskończone.
ŻYCIA MEGO JESTEŚ HYMNEM...
Życia mego jesteś hymnem
Nadstolico ziemskich imion
Ponad pragnień myśli lotną
Rzeźbą niebios wielokrotną
Wzbijasz ponad ptak obłoki
Stąpasz dumnie tkając kroki
Zbliżasz się do widnokręgu
Zorzo ranka tęczy wstęgo
Co wyryte pozostaje
Zgłoską swa przekraczasz maje
Zmierzasz ośmiokrotnym cudem
Srebra blaskiem złota strugą
Gór potoki w morze zmieniasz
Cienie w blaski blaski w cienia
Życia swego tajemnico
Zwiewna koro nad żywicą
Zawsze jesteś ponad życiem
Tryskasz kaskad swych obliczem
Sobą cały świat przemienisz
Nie bądź Niobe mej jesieni
ZA GÓRAMI ZIELENICA
Za górami zielenica
Strumyk płynie lądem,
Poczekamy do księżyca,
Popłyniemy z prądem.
Ty mi podasz usta sierpniem
Ja ci oddam majem,
W Wielkim Wozie na przyczepkę
Miłość nad ruczajem.
Hej ognista pięknolico,
Pachniesz modrą sosną,
Weźmiesz w jasyr moje życie
Co mi oddasz wiosną?
Posłuchała, zapłakała
Modrą zielenicą,
Prócz miłości nic nie miała,
Tylko pięknolico.
Za łzy twoje w zielenicy
Dam ci skrawek nieba,
Co wieczorem pod twym oknem
Miłość ci wyśpiewa.
Hej ognista pięknolico
Pachniesz modrą sosną,
Weźmiesz w jasyr moje życie
Co mi oddasz wiosną?
POD DZIKIEM BLUSZCZEM
Pod dzikim bluszczem kwitła róża,
Może zmęczona, może zła,
Gdy inne róże swoim pąkiem
Obejmowała szara mgła.
Nad różą wichr się usadowił,
Może zmęczony, może zły,
I inne róże tak ozdobił,
Że się nie bały szarej mgły.
I smutna róża zapłakała,
Może zmęczona, może zła,
Że zapach swój ofiarowała
Pod dzikim bluszczem szara mgła.